Przejdź do głównej zawartości

Lisa Gardner - Dziecięce koszmary

Nie znam się na chorobach psychicznych. Miałam w swoim otoczeniu ludzi, którzy mieli ze sobą problemy - nerwica, depresja, ataki paniki. Sama też w życiu miałam dwa epizody depresyjne, na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Jednak wszystkie znane mi osoby z problemami psychicznymi są dorosłe. Nie znam żadnego dziecka z takimi problemami. ADHD ok, wiem że dzieci to mają. O autyźmie słyszałam. Ale wyobrażacie sobie dziecko np. ze schizofrenią? Nie wiem, może to głupio zabrzmi, ale jakoś tak zawsze myślałam, że choroby psychiczne to domena dorosłych.


A tu zonk! Książka Lisy Gardner opowiada o dzieciach z zaburzeniami i chorobami psychicznymi. W "Dziecięcych koszmarach" możemy przeczytać o dzieciach, które cierpią. Mają ADHD, zaburzenia sensoryczne, nie potrafią nawiązać emocjonalnych więzi i często stanowią zagrożenie dla siebie i innych.

Danielle jest pielęgniarką na dziecięcym oddziale psychiatrycznym. Sama przy tym zmaga się z problemami i demonami przeszłości - jej rodzina została zamordowana, przeżyła tylko ona.

Victoria jest matką ośmioletniego syna z zaburzeniami psychicznymi. Evan jest niczym bomba: raz zachowuje się tak jak każde dziecko, po to by za chwilę zmienić się w szaleńca, demolującego mieszkanie i grożącego matce śmiercią.

D.D. Warren jest policjantką. Właśnie prowadzi sprawę morderstwa na dwóch rodzinach. Początkowo wydaje się, że w obu przypadkach zabójcami są ojcowie. Jednak śledztwo wykazuje, że wśród tych rodzin były dzieci z problemami psychicznymi, które jakiś czas spędziły w szpitalu psychiatrycznym - tym samym, w którym pracuje Danielle.

Książka porusza dość trudny temat. Na szczęście całość jest dobrze napisana, a postacie wiarygodne, wzbudzające emocje. Na przykład D.D. Warren w kilku scenach jest strasznie sukowata i wredna i z początku jej nie polubiłam. Jednak z czasem spodobała mi się jej postać. Podobało mi się też to, jak autorka splotła losy wszystkich bohaterów - D.D. i Danielle, bardzo szybko na siebie wpadły, jednak przez cały czas zastanawiałam się po co autorka wstawiła wątek Evana i jego matki. To był dobry wątek, lekko obyczajowy i tu autorka skupiła się na tym jak wygląda życie z takim zaburzonym dzieckiem. Dobrze była przedstawiona też postać byłego męża Victorii. Z początku miałam go za gnoja - w końcu zostawił żonę i syna, a sam zaczął nowe życie z nową kobietą. Dopiero później okazało się, że to wszystko nie jest tak proste i czarno-białe.
Ten wątek leciał sobie obok, nie powiązany ani ze śledztwem, ani z pozostałymi postaciami. Dopiero później okazało się, że rodzina Evana odegra bardzo kluczową rolę dla całej historii, a ich wątek zgrabnie połączy się z całą resztą.


Gardner skupia się także na pokazaniu życia na dziecięcym oddziale psychiatrycznym. Wszystko tam jest zorganizowane, niestety - czasem są takie chwile, kiedy to miejsce ogarnia chaos. Kiedy jedno dziecko jest niespokojne, ma jakiś atak, często udziela się to pozostałym pacjentom, a wtedy trzeba działać szybko, by uspokoić sytuacje.
Funkcjonowanie dziecięcego oddziału psychiatrycznego zostało przedstawione bardzo wiarygodnie - przynajmniej dla mnie, a ja jestem kompletnym laikiem w tej dziedzinie. Zdziwiło mnie tylko to, że na tym oddziale nie było kamer. Niby autorka wytłumaczyła dlaczego, ale mnie to nie przekonało. Serio? Oddział psychiatryczny bez monitoringu? Nie kupuję tego.

Jak już pisałam na wstępie - nie miałam pojęcia, że choroby psychiczne dotyczą też dzieci. Prawdę mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Autorka opisuje jakie schorzenia nękają małych pacjentów. Niektóre są wynikiem przeżytej traumy, a inne są wrodzone. Pamiętam pierwszą scenę, której bohaterem był Evan: poznajemy go w momencie, gdy ten ma atak agresji i wyładowuje się na Victorii. Wtedy nie miałam pojęcia o co chodzi i byłam pewna, że chodzi o przemocowego męża. W trakcie czytania zastanawiałam się dlaczego Victoria męczy się z takim facetem. Dopiero potem doczytałam, że Evan jest jej synem...

Był jeden moment w książce kiedy "spociły mi się oczy". Opisy niektórych okrucieństw, na jakie narażone były dzieci i jakie spustoszenia poczyniły one w ich umysłach podziałały na mnie. I to mocno. Nigdy nie rozumiem jak można krzywdzić własne dzieci. Nigdy.

Narracja w każdym rozdziale jest inna. W rozdziałach Danielle i Victorii mamy narracje pierwszoosobową, zaś w rozdziałach D.D. jest narrator wszechwiedzący. Taki zabieg nie każdemu może przypaść do gustu, jednak mnie się podobał. W dodatku autorka sprawnie operuje piórem, każdy rozdział czyta się szybko i z każdą chwilą coraz ciężej oderwać się od lektury.

Nie ma tutaj pościgów ani strzelanin, jednak historia trzyma w napięciu. Autorka kilkakrotnie wywiodła mnie w pole, raz po raz podsuwając fałszywe tropy. Podobało mi się to połączenie historii kryminalnej z historią zmagań z chorobą psychiczną. Jest to również opowieść o tym, że nie można żyć przeszłością. Rozpamiętywanie tragedii nie wróci życia zmarłym. Niestety, nie każdy umie poradzić sobie z traumą. A skoro umysły dorosłych ludzi potrafią się złamać pod naporem złych wydarzeń, to co dopiero dzieci? Dzieci, które powinny bawić się i śmiać, a jednak tkwią w koszmarze?

"Dziecięce koszmary" to mój pierwszy kontakt z twórczością Lisy Gardner. Kontakt ten uważam za udany i z przyjemnością będę kontynuować znajomość.




Komentarze

  1. Ciekawa lektura się zapowiada!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam kryminały, z chęcią przeczytam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem tej recenzji. No i samej książki oczywiście. Uwielbiam wątki psychologiczne, zawsze ciekawiło mnie to co siedzi w ludzkich głowach, być może dlatego, że sama zmagam się z pewnym zaburzeniem. Skusiłaś mnie na przeczytanie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Interesująca recenzja również nie miałam świadomości, że dzieci mogą zachorować np. na schizofrenię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha ten nóż aż zmusza do czytania 😂

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa książka, chętnie bym ją przeczytała!

    OdpowiedzUsuń
  7. Trudna tematyka, zwłaszcza jeśli jest się mamą... nie wyobrażam sobie gdyby moje dzieci zmagały się z takimi problemami. Mimo to recenzja naprawdę zachęca do sięgnięcia po książkę i zagłębienia się w jej lekturę

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam książki poruszajace tematykę psychologiczną, chętnie sięgnę!

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj tak! Mam dwuletnia córkę i tez nie mogę sobie wyobrazic co by bylo gdyby... Zwlaszcza kiedy czytalam zmagania Victorii z jej synem Evanem i to, jak jego choroba wplynela na cala rodzinę. Nie mam pojęcia co bym zrobila w takiej sytuacji.
    W ogole to odkad mam dziecko, takie tematy ruszaja mnie o wiele mocniej.

    OdpowiedzUsuń
  10. O tak, Gardner potrafi dobrze pisać i zaskarbiać sobie uwagę czytelnika! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Musze przyznać, że książka wzbudziła moją ciekawość.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo lubię taka tematykę w książkach!

    OdpowiedzUsuń
  13. Książka zdecydowanie należy do tych ciekawych!
    https://makijazagi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Brzmi brdzo ciekawie, ale chyba za mocny temat jak dla mnie...

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku strasznie mnie zaciekawiłaś tą książką. Dodaje ją na swoją listę.

    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  16. Brzmi bardzo interesująco! Nie czytałam jeszcze książki o chorobach psychicznych u dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem pod wrażeniem! Zerkne na nią jak bede w pobliżu księgarni :)

    Zapraszam do mnie!

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo jestem ciekawa tej pozycji ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Książka zdecydowanie dla mnie, już dopisana do listy czytelniczej, spodziewam się zatem mocnego zaczytania. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Totalnie nie mój typ książki, ale brzmi na prawdę ciekawie. Przeczytałabym tylko dlatego aby dowiedzieć się więcej o zaburzeniach psychicznych. Przykra sprawa...
    Zapraszam! www.zuzu-zuzannaxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. nie czytam książek ale recenzja super :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Zapowiada się naprawdę świetnie, uwielbiam takie niebanalne książki :D

    OdpowiedzUsuń
  23. W końcu muszę zacząć przygodę z tą autorką 😃

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Jay Kristoff - Tancerze Burzy

Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas. Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię. "Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiern

Melinda Salisbury - Córka Zjadaczki Grzechów

Młodziutka Twylla, to osoba której boją się wszyscy w całym Lormere. Jest ona Daunen Wcieloną, boginią o ognistych włosach i trującym dotyku. Mieszka na zamku królewskim i choć jest otoczona luksusem, odczuwa wielką samotność. Wkrótce poznaje Liefa, który ma być jej nowym strażnikiem - i zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak co zrobić, skoro nie może go nawet dotknąć? Bardzo mi się podobał pomysł na powieść, historia Lormere, a także wiara mieszkańców tego królestwa. Obrzęd Zjadania Grzechów jest bardzo ważny i dzięki niemu dusza zmarłego może odzyskać spokój. Z zaciekawieniem czytałam wszelkie wzmianki na temat tego obrzędu i innych rzeczy związanych z wiarą Lormere. Świat stworzony przez autorkę ma rozmach, w dodatku jest logiczny i starannie rozbudowany. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Sama historia także okazała się interesująca. Jednak muszę was ostrzec: "Córka Zjadaczki Grzechów" to powieść fantasy, jednak magii, smoków i innych rzeczy typowych dla teg