Ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu na czytanie. A kiedy już udało mi się znaleźć wolną chwilę, to nagle wszyscy sobie coś przypominali i coś ode mnie chcieli. Dlatego debiutancką powieść Fiony Cummins "Grzechot kości" czytałam o wiele dłużej, niż bym chciała. A szkoda, bo książka była bardzo wciągająca, a ciągłe przerywanie mi lektury bardzo irytujące.
Ktoś porwał dwójkę dzieci. Jedyną rzeczą łączącą ofiary jest fakt, że obie miały deformacje kości. W śledztwo angażuje się detektyw Etta Fitzroy, która rok temu nie zdołała ocalić innego zaginionego dziecka. Obserwujemy sobie też jak rodziny porwanych dzieci próbują poradzić sobie z tragedią jaka ich spotkała.
Na początek w krotkiej nocie od autorki, dowiadujemy się czym jest syndrom człowieka z kamienia, czyli choroba zwana fibrodysplazją. Przyznam, że wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu czegoś takiego i aż sprawdziłam w googlach, co to jest. Potem kiedy czytamy dalej, poznajemy sześcioletniego Jakeya Fritha, cierpiącego na tę chorobę i jego rodziców - Erdmana i Lilith. Widać, że niepełnosprawność syna bardzo mocno wpłynęła na ich małżeństwo i wzajemne relacje. Choć oboje starają się przychylic Jakeyowi nieba, między sobą ledwo się dogadują. Lilith nie może się pogodzić z tym, że jej życie rodzinne potoczyło się tak źle. W jednej scenie nawet mówi o tym, że była szczęśliwa przed urodzeniem dziecka. Erdman z kolei bywa nieodpowiedzialny i egoistyczny, zdaje się, że nie radzi sobie z całą sytuacją. To głównie na tej rodzinie skupia się autorka książki, gdyż to na nich - a raczej na Jakeya - zastawia sidła psychopata, zwany Kolekcjonerem Kości.
Rozdziały pisane z perspektywy Kolekcjonera są bardzo ciekawe. Wydaje mi się, że autorka bardzo dobrze wczuła się w psychopatę. Widzimy jak Kolekcjoner krąży wokół rodziny Frith, niczym drapieżnik. Opis jego przygotowań do porwania Jakeya bardzo mnie wciągnął. To co działo się potem, także czytalam z zainteresowaniem.
Autorka bardzo zgrabnie łączy wszystkie wątki i umiejętnie opisuje relacje i odczucia postaci. Jedynie detektyw Etta Fitzroy wypada blado na tle reszty. Teoretycznie to ona jest główną postacią, jednak dla mnie ta książka należy do rodziny Frithów. Ich postacie są najciekawsze. Dobrze jest nakreślone to, jak niepełnosprawność i choroba dziecka może wpłynąć na rodzinę. Owszem, jest wiele rodzin, które sobie potrafią poradzić z takim brzemieniem. Jednak nie wątpię w to, że są też tacy, którzy poradzić sobie z tym nie potrafią. Wiele rodzin po takim ciosie zwyczajnie się rozpada. Nie będę pisać na ten temat dalej, bo musialabym zdradzić szczegóły fabuły.
Autorka ma jedną irytująca manierę, a mianowicie uprzedzanie faktów. Na przykład: rodzina Frithów siada do kolacji i nagle pojawia się zdanie typu: "nie wiedzą, że na Jakeya czai się niebezpieczeństwo". Albo tak: Erdman wsiada do samochodu, załamany, bo stracił pracę i tu narrator mówi: "Erdman nie powinien się nad sobą użalac. Miał tylko dziesięć dni na ocalenie syna". Na szczęście później autorka zrezygnowała z tej metody, jednak te fragmenty mnie irytowały. Moim zdaniem byłoby lepiej, jakby nie siliła się na takie "budowanie napięcia".
Książka nie jest szczególnie odkrywcza, jednak jest dobrze napisana. Gdyby nic nie odciągało mnie od czytania, skończyłabym ją w jeden dzień. Duży plus za poruszenie tematu opieki nad chorym dzieckiem.
Podejrzewam, że Fiona Cummins napisze jeszcze niejedną powieść o detektyw Fitzroy. Chętnie po nie sięgnę. A wy, jeśli szukacie thrillera, który was wciągnie i zapewni dobrą rozrywkę, siegnijcie po "Grzechot kości".
Ktoś porwał dwójkę dzieci. Jedyną rzeczą łączącą ofiary jest fakt, że obie miały deformacje kości. W śledztwo angażuje się detektyw Etta Fitzroy, która rok temu nie zdołała ocalić innego zaginionego dziecka. Obserwujemy sobie też jak rodziny porwanych dzieci próbują poradzić sobie z tragedią jaka ich spotkała.
Na początek w krotkiej nocie od autorki, dowiadujemy się czym jest syndrom człowieka z kamienia, czyli choroba zwana fibrodysplazją. Przyznam, że wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu czegoś takiego i aż sprawdziłam w googlach, co to jest. Potem kiedy czytamy dalej, poznajemy sześcioletniego Jakeya Fritha, cierpiącego na tę chorobę i jego rodziców - Erdmana i Lilith. Widać, że niepełnosprawność syna bardzo mocno wpłynęła na ich małżeństwo i wzajemne relacje. Choć oboje starają się przychylic Jakeyowi nieba, między sobą ledwo się dogadują. Lilith nie może się pogodzić z tym, że jej życie rodzinne potoczyło się tak źle. W jednej scenie nawet mówi o tym, że była szczęśliwa przed urodzeniem dziecka. Erdman z kolei bywa nieodpowiedzialny i egoistyczny, zdaje się, że nie radzi sobie z całą sytuacją. To głównie na tej rodzinie skupia się autorka książki, gdyż to na nich - a raczej na Jakeya - zastawia sidła psychopata, zwany Kolekcjonerem Kości.
Rozdziały pisane z perspektywy Kolekcjonera są bardzo ciekawe. Wydaje mi się, że autorka bardzo dobrze wczuła się w psychopatę. Widzimy jak Kolekcjoner krąży wokół rodziny Frith, niczym drapieżnik. Opis jego przygotowań do porwania Jakeya bardzo mnie wciągnął. To co działo się potem, także czytalam z zainteresowaniem.
Autorka bardzo zgrabnie łączy wszystkie wątki i umiejętnie opisuje relacje i odczucia postaci. Jedynie detektyw Etta Fitzroy wypada blado na tle reszty. Teoretycznie to ona jest główną postacią, jednak dla mnie ta książka należy do rodziny Frithów. Ich postacie są najciekawsze. Dobrze jest nakreślone to, jak niepełnosprawność i choroba dziecka może wpłynąć na rodzinę. Owszem, jest wiele rodzin, które sobie potrafią poradzić z takim brzemieniem. Jednak nie wątpię w to, że są też tacy, którzy poradzić sobie z tym nie potrafią. Wiele rodzin po takim ciosie zwyczajnie się rozpada. Nie będę pisać na ten temat dalej, bo musialabym zdradzić szczegóły fabuły.
Autorka ma jedną irytująca manierę, a mianowicie uprzedzanie faktów. Na przykład: rodzina Frithów siada do kolacji i nagle pojawia się zdanie typu: "nie wiedzą, że na Jakeya czai się niebezpieczeństwo". Albo tak: Erdman wsiada do samochodu, załamany, bo stracił pracę i tu narrator mówi: "Erdman nie powinien się nad sobą użalac. Miał tylko dziesięć dni na ocalenie syna". Na szczęście później autorka zrezygnowała z tej metody, jednak te fragmenty mnie irytowały. Moim zdaniem byłoby lepiej, jakby nie siliła się na takie "budowanie napięcia".
Książka nie jest szczególnie odkrywcza, jednak jest dobrze napisana. Gdyby nic nie odciągało mnie od czytania, skończyłabym ją w jeden dzień. Duży plus za poruszenie tematu opieki nad chorym dzieckiem.
Podejrzewam, że Fiona Cummins napisze jeszcze niejedną powieść o detektyw Fitzroy. Chętnie po nie sięgnę. A wy, jeśli szukacie thrillera, który was wciągnie i zapewni dobrą rozrywkę, siegnijcie po "Grzechot kości".
Nie przepadam za tym gatunkiem, ale zaciekawiła mnie Twoja recenzja i jeśli będę miała okazję, to przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńOpis tak mnie zaciekawił, że książkę na pewno kupie! Też zawsze sprawdzam jakieś dodatkowe informacje, jeżeli coś mnie zaciekawi w książce.
OdpowiedzUsuńPS. Super blog :)
No i poszłam w długą po książkę...
OdpowiedzUsuńHehe, ciesze się, że zachęciłam :) milej lektury! ^^
UsuńFajna recenzja;)
OdpowiedzUsuńOstatnio miałem przyjemność czytać równie wciągającą książkę o porwaniu dzieci. Nie wiem czy bym się zdecydował kolejny raz na przeczytanie takiej historii, ale Twoja recenzja jest bardzo ciekawa... może się skuszę? :)
OdpowiedzUsuńA mozesz podac tytuł tamtej ksiazki? Zaciekawiles mnie :)
UsuńBardzo ciekawa recenzja, ale nie przepadam za kryminałami.
OdpowiedzUsuńZarąbista fabuła. Aż na film się nadaje
OdpowiedzUsuńExtra recenzja, podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja. Temat książki świetny, zapisuje ją sobie. Pozdrawiam 😊 Martawsrodksiazek
OdpowiedzUsuńOstatnio trochę się nacięłam na słabe powieści w tym gatunku i chwilowo nie mam ochoty na nic nowego.
OdpowiedzUsuńchętnie sprawdzę tę książkę po Twojej recenzji ,zaraz po przeczytaniu "Czwartej małpy"
OdpowiedzUsuń