Przejdź do głównej zawartości

Stephen King - Przebudzenie

Mam ostatnio fazę na Kinga. Przeczytałam kolejną jego książkę, a w kolejce czekają jeszcze trzy. Cóż, czasem tak bywa :)



"Przebudzenie" zaintrygowało mnie okładką. Obrazek faceta, wznoszącego ręce ku niebu i piorunów uderzających we wbity w ziemię słup, pobudził wyobraźnię. Grafika przywiodła mi na myśl powieści fantasy, które uwielbiam (dawno nie czytałam nic z tego gatunku, trzeba to nadrobić). Potem, w miarę czytania, zrozumiałam jak idealnie ta grafika pasuje do treści.

Kiedy Jamie ma sześć lat, do Harlow przyjeżdża nowy pastor - Charles Jacobs. Mężczyzna od razu polubił chlopca i jego rodzinę, a on - wraz z rodzeństwem - chetnie udzielał się w miejscowym kółku metodystow, prowadzonym przez pastora i jego żonę, Patricie. Nawiasem mówiąc, żona pastora była tak piękna, że wszyscy się w niej kochali. Wszyscy tez bardzo polubili małego synka Jacobsow, Morriego.
Niestety, żona i syn Charlsa giną w wypadku. Charles zaś się załamuje i traci wiarę, bluźni i zlorzeczy przeciwko Bogu, przez co musi opuścić miasteczko.

Mijają lata. Jamie wiedzie tulaczy zywot muzyka, uzależnionego od narkotyków. I znów spotyka Charlesa. Ten zaś, za pomocą elektryczności leczy go z uzależnienia. Od tej pory ich losy związały się na zawsze...

Nie jest to typowa powieść grozy - mało tutaj jest elementów strasznych, typowych dla prozy Kinga. Przez pierwsze rozdziały obserwujemy dzieciństwo i dorastanie Jamiego. Te rozdziały były bardzo ciekawe, bo bardzo łatwo było się utozsamic z bohaterem. W dodatku oczyma Jamiego poznajemy Jacobsa i jego rodzinę, dowiadujemy się jacy byli, zanim zdazyla się tragedia. Te rozdziały czytało się szybko.

Jednak kiedy Jamie juz dorósł, tu było trochę gorzej. Owszem nadal było ciekawie, jednak tutaj było już za dużo dłużyzn. Momenty, kiedy Jamie natrafia na ślad Jacobsa były najciekawsze, jednak na serio się to wszystko rozkręciło, kiedy Jamie zaczął się interesować skutkami ubocznymi "uzdrawiania elektrycznością", a potem kiedy pojechał ponownie spotkać się z Charlesem. Dopiero od tego momentu zaczęło się coś dziać.

Nie znaczy to jednak, że książka jest nudna. Nie jest. Problem jest w tym, że nastawiałam się na coś innego, a dostałam powieść obyczajową, z elementami nadprzyrodzonymi. Lubię obyczajówki, no ale... sami wiecie. Kiedy masz ochote na sernik, a dostajesz placek, to tez czujesz zawód, prawda?

Jednak jest kilka rzeczy, które wywarły na mnie wrażenie. Opis wypadku, w którym giną Patricia i Morrie wstrząsnął mną bardzo mocno. A postać Charlesa Jacobsa jest bardzo dobrze skonstruowana. Widzimy jak on zmienia się na przestrzeni lat. Śmierć rodziny odcisnęła na nim piętno. Właściwie, to Jacobs nigdy się z tym nie pogodził. W dodatku utracona wiara w tym nie pomaga..
Jacobs coraz bardziej zagłębia się w swoje eksperymenty z elektrycznością. Uzdrawia ludzi, jednak to jest tylko środkiem do osiągnięcia celu. Z poczatku myślałam, że Jacobs będzie próbował ożywić żonę i synka za pomocą prądu. Nie, nie chodziło o to, choć ożywianie było. I w tej scenie było bardzo wyraźnie widać nawiazanie do "Frankesteina" Mary Shelley :) Bardzo zgrabne nawiazanie.

Wizja tego gdzie trafiaja ludzkie dusze po smierci, jak na Kinga przystalo, jest przerażająca. A najbardziej przeraza to, że trafiaja tam wszyscy, zarowno ci dobrzy, jak i źli.

"Przebudzenie" nie jest złą powieścią. Jednak brakowało mi w niej napięcia i grozy, na którą się nastawiałam. Ot, okreslilabym to mianem powieści obyczajowej z wątkiem nadprzyrodzonym, jednak groza to to nie jest. Myślę, że gdyby tę książkę nieco skrócić, wyszło by to na dobre. Nie byłoby tylu dłużyzn, a i może byłoby więcej napięcia. A tak, to wszystko się ciągnęło, dopiero końcówke czyta się szybko, jakby autor chciał nadążyć z akcją.
Jednak mimo wszystko ta książka mi się podobała. Było kilka scen, które zapadły w pamięć, postacie także są dobrze skonstruowane. Można też zobaczyć tutaj, do czego zdolny jest człowiek, któremu runął cały świat. Jednak jeśli szukasz tu napięcia i grozy, lepiej sięgnij po inną powieść.


Komentarze

  1. Mimo, iż ta książka nie spełniła Twoich oczekiwań, mnie do niej zachęciłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to nie jest zła książka. Gdybym nie liczyla na strach i groze, zapewne podobalaby mi się bardziej :) Mam nadzieje, że tobie się spodoba :)

      Usuń
  2. Widać King chciał też spróbować dotrzeć do szerszej widowni niż ta, którą już zdobył. Nie czytuję go, ale wiem, że takie zabiegi zdarzają się, gdy sukces autora jest spory, a nie chce on spoczywać na laurach. A co do fantasy to przekopałam Twojego bloga i nie znalazłam tam żadnej książki Piekary. Polecam! Jego saga o inkwizytorze jest świetna i zdecydowanie chciałabym zobaczyć jej recenzję na tym blogu. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno temu czytałam kilka opowiadan o Inkwizytorze Mordimerze (mam nadzieje, ze nie przekrecilam imienia). Pamietam, że bardzo mi się podobaly. Potem tak jakoś wyszło, że nie siegnelam po książki, ale jak trafi się okazja to zapewne nadrobie :)

      Usuń
  3. Zabieram się powoli za książki Kinga i ta znalazła się na mojej liście. Myślę, że przy następnej wizycie wypożyczę ją z biblioteki :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Już dawno chcę zabrać się za książki tego autora, ale jakoś nie mam na to czasu. Ten tytuł wydaje mi się niezbyt odpowiedni na początek, ale może jak się wkręcę w twórczośc autora to i po te pozycję sięgnę.

    Pozdrawiam i zapraszam:
    biblioteka-feniksa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek zdecydowanie nie - moglbys (mogla) się zniechęcić.
      Ja swoja przygodę z Kingiem zaczęłam od Zielonej Mili :) moze i dla ciebie to będzie dobry początek?

      Usuń
  5. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Jay Kristoff - Tancerze Burzy

Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas. Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię. "Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiern

Melinda Salisbury - Córka Zjadaczki Grzechów

Młodziutka Twylla, to osoba której boją się wszyscy w całym Lormere. Jest ona Daunen Wcieloną, boginią o ognistych włosach i trującym dotyku. Mieszka na zamku królewskim i choć jest otoczona luksusem, odczuwa wielką samotność. Wkrótce poznaje Liefa, który ma być jej nowym strażnikiem - i zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak co zrobić, skoro nie może go nawet dotknąć? Bardzo mi się podobał pomysł na powieść, historia Lormere, a także wiara mieszkańców tego królestwa. Obrzęd Zjadania Grzechów jest bardzo ważny i dzięki niemu dusza zmarłego może odzyskać spokój. Z zaciekawieniem czytałam wszelkie wzmianki na temat tego obrzędu i innych rzeczy związanych z wiarą Lormere. Świat stworzony przez autorkę ma rozmach, w dodatku jest logiczny i starannie rozbudowany. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Sama historia także okazała się interesująca. Jednak muszę was ostrzec: "Córka Zjadaczki Grzechów" to powieść fantasy, jednak magii, smoków i innych rzeczy typowych dla teg