Przejdź do głównej zawartości

Wielka ucieczka - A Way Out

Jakiś czas temu szukaliśmy gry w którą mogą grać dwie osoby jednocześnie. Nasz wybór padł na A Way Out - tegoroczną produkcję Hazelight Studios. Jest to gra nastawiona tylko i wyłącznie na zabawę dla dwóch graczy - nie ma opcji by grać pojedyńczo. Jednak z drugiej strony - tytułów dla jednej osoby jest multum, a ciekawych gier na dwóch nie znam zbyt wiele.


A Way Out opowiada historię Vincenta i Leo, dwójki skazańców, którzy chcą - a jakże! - uciec z więzienia. Początkowo wydawać by się mogło, że łączy ich tylko ten cel - jednak okazuje się, że obaj chcą zemścić się na jednej i tej samej osobie - Harveyu. Wspólna ucieczka, unikanie pościgów i niesamowite przygody powodują, że stają się przyjaciółmi. 

Na początku, zanim zaczniesz rozgrywkę, wybierasz sobie postać. Do wyboru są dwie - Vincent i Leo. Obie postacie różnią się od siebie osobowościami: Leo to cwaniak i narwaniec, nie stroniący od bójek. Vincent zaś jest spokojniejszy, nie pcha się do walki, jednak w sytuacji kryzysowej potrafi być niebezpieczny. Ta różnica w charakterach obu postaci była bardzo widoczna i bardzo mi się to podobało. 

Gra jest mocno nastawiona na współpracę - wiele zadań trzeba wykonywać wspólnie. Mamy tu sporo zadań kiedy np. jedna postać musi kogoś zagadać, aby druga mogła coś niepostrzeżenie ukraść. Kiedy Vincent i Leo muszą się rozdzielić, ekran jest podzielony na pół. Często się zdarzało, że np. po stronie Vincenta wyświetlał się filmik, a osoba grająca jako Leo mogła nadal się poruszać. Przy okazji zwiedzania niektórych lokacji możecie natrafić na gry - rzutki, czy też rzucanie podkowami do celu. Jest to fajne wytchnienie od uciekania przed pościgiem :)


Jednak zdarzają się sytuacje kiedy ekran nie jest podzielony, a gra się tak jakby "po kolei". Na przykład przy ucieczce ze szpitala - obaj mężczyźni się rozdzielają. Vincent ucieka przez dach, a Leo kluczy po szpitalnych korytarzach. Wtedy gramy na przemian. Jest to jedna z sytuacji, kiedy uwidaczniają się różnice między postaciami: ucieczka Vincenta jest spokojniejsza, bardziej nastawiona na to by się ukryć i przemknąć gdzieś dyskretnie, zaś Leo pędzi jak szalony, wpadając na ludzi i tłukąc kilka pysków. Ta misja bardzo ciekawa i dynamiczna, niczym prawdziwa ucieczka.


Sterowanie jest bardzo proste. Prawdę mówiąc nawet nie trzeba zapamiętywać jaki przycisk do czego służy - w odpowiednich momentach na ekranie pokazują się przypomnienia. W wielu momentach trzeba szybko naciskać klawisz X, aby coś zrobić. Często też trzeba naciskać klawisze równocześnie.

Kiedyś bardzo lubiłam oglądać filmy, których akcja dzieje się w więzieniu. I przyznam, że grając w A Way Out czułam się jakbym była wewnątrz takiego filmu. Wszystko jest bardzo realistyczne, dopracowane w najmniejszych szczegółach. Jest nawet bójka na stołówce, jak to w więzieniu ;)


Więźniowie także pracują, nie inaczej jest z Vincentem i Leo. Wykonujemy pracę na dachu, w pralni i na stolarni, a z każdym tym miejsc związane jest jakieś zadanie. Tutaj dodam, że stolarnia sprawiła najwięcej frajdy mojemu Mężowi - który z wykształcenia i zawodu jest stolarzem z wieloletnim doświadczeniem. W dodatku on kocha swoją pracę i naprawdę, nie przesadzam kiedy to piszę - nieraz mu tego podejścia do pracy zazdroszczę, ale to temat na inny wpis.
W każdym razie, kiedy Mąż zobaczył jakie mają tam maszyny, to dosłownie zwariował i zamiast wykonywać zadania, chodził i się nimi bawił :) Potwierdził też, że maszyny są zrobione bardzo realistycznie i wyglądają jak prawdziwe.

Każda z postaci ma swoją historię i łatwo można je polubić. Ucieczka z więzienia jest zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach, a postacie uzupełniają się wzajemnie.

Niestety, gra ma też wady. Pierwsza - jest za krótka! Kiedy usiedliśmy w sobotni wieczór do grania, samej rozrywki mieliśmy może 
piętnaście minut, a reszta to same filmiki.  Wczęściej mieliśmy dwa posiedzenia z grą. Gdybyśmy nie mieli pracy, dzieci i innych tego typu przyziemnych obowiązków, przeszlibyśmy całość w jeden dzień.
No i nie podobało mi się też zakończenie.


(UWAGA SPOILER!)
Zakończenia są dwa i oba są niestety bardzo smutne. Okazuje się, że Vincent tak naprawdę jest podstawionym policjantem, a cała ucieczka była po to, by dostać się do Harveya. Potem niestety - jedna z głównych postaci musi zginąć. U nas śmierć poniósł Leo, a ja przez to czułam się straszliwie podle - zwłaszcza przy scenie kiedy Vincent poszedł poinformować rodzinę Leo o jego śmierci. W zakonczeniu numer dwa ginie Vincent.
Uważam, że w tej grze przydałoby się jeszcze jedno zakończenie - Vincent pozwala Leo uciec. Niestety, tworcy o tym nie pomyśleli.
(KONIEC SPOILERA!)

Podsumowując A Way Out to porządna gra, zapewniająca zabawę dla dwóch osób. W niektórych momentach myślałam, że umrę ze śmiechu :) Gra jest realistyczna, ciekawa i zapewnia kilka godzin rozrywki. Wystarczą dwa pady, dobry kompan i można się bawić. Jeśli lubicie gry przygodowe z dobrą historią, nie przeszkadza wam, że gra jest krótka i - przede wszystkim - macie z kim grać, polecam gorąco.

Komentarze

  1. Zupelnie nie gram w takie gry,.nie mam talentu do nich😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupelnie nie gram w takie gry,.nie mam talentu do nich😉

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że ciagle malo jest goer dla 2 osob, wiec fajnie ze dzielisz sie takimi grami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez mi sie tak wydaje, a ze ta jest naprawde spoko, to trzeba się nią podzielic :)
      A niedawno Maz zamowil kolejna, jak bedzie ciekawa, to tez się podzielę :D

      Usuń
  4. Mimo, że to nie moja bajka, bardzo fajny opis :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za pomysł. Do gier zawsze wracamy na okres jesienno-zimowy, chociaż w ten sezon będzie pewnie pod znakiem naszego ukochanego WOWa, to na pewno na coś innego znajdzie się chwila. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta gra jest tak krótka, że na pewno znajdziecie na nią trochę czasu :)

      Usuń
  6. Nie gram w gry, nie są w moim klimacie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie moja broszka, ale zespołowe wszystkie gry (on-line, na konsoli i bezpośrednio) są zawsze super ;-)

    Blog Oleczki - ZOIO MODA

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy raz usłyszałam o tej grze, a właśnie szukamy z Narzeczonym czegoś dla dwóch osób ;) Postaram się mu nie zaspoilerować :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Jay Kristoff - Tancerze Burzy

Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas. Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię. "Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiern

Melinda Salisbury - Córka Zjadaczki Grzechów

Młodziutka Twylla, to osoba której boją się wszyscy w całym Lormere. Jest ona Daunen Wcieloną, boginią o ognistych włosach i trującym dotyku. Mieszka na zamku królewskim i choć jest otoczona luksusem, odczuwa wielką samotność. Wkrótce poznaje Liefa, który ma być jej nowym strażnikiem - i zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak co zrobić, skoro nie może go nawet dotknąć? Bardzo mi się podobał pomysł na powieść, historia Lormere, a także wiara mieszkańców tego królestwa. Obrzęd Zjadania Grzechów jest bardzo ważny i dzięki niemu dusza zmarłego może odzyskać spokój. Z zaciekawieniem czytałam wszelkie wzmianki na temat tego obrzędu i innych rzeczy związanych z wiarą Lormere. Świat stworzony przez autorkę ma rozmach, w dodatku jest logiczny i starannie rozbudowany. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Sama historia także okazała się interesująca. Jednak muszę was ostrzec: "Córka Zjadaczki Grzechów" to powieść fantasy, jednak magii, smoków i innych rzeczy typowych dla teg