Przejdź do głównej zawartości

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Urlop się skończył i jesteśmy w domu. W Polsce pojawiłam się po rocznej przerwie i kolejny raz poczułam się jak turystka.

Gdańsk, czyli moje piękne miasto, zmienia się. Niedaleko mojego rodzinnego domu, powstała kolej, otwarto kilka linii tramwajowych, a nowe osiedla wyrastają niczym grzyby po deszczu. Miejsce, gdzie mieszkałam i które zawsze było totalnym zadupiem, powoli staje się pełnoprawną częścią miasta. Już nie mogę powiedzieć, że to miejsce jest wiochą w centrum miasta =)


Fajnie było odwiedzić stare kąty, zobaczyć rodzinę i dawnych znajomych. Udało mi się odwiedzić Stare Miasto, pojechać do zoo, niestety, nad czym ubolewam, znowu nie udało mi się pojechać na plażę.

Spotkałam się ze znajomą, której nie widziałam od siedmiu lat. Oj, chorowałam po tym spotkaniu, prawie cały dzień =)

Jednak teraz, kiedy przyjezdzam jest inaczej. Życie w Polsce się toczy, ale ja już nie jestem jego częścią. Fajnie odwiedzić rodzinę, znajomych, jednak po pierwszym tygodniu już masz dosyć, patrzysz jak wszyscy tu sobie żyją, ale jesteś obok tego wszystkiego. Ja tak przynajmniej mam. Po tygodniu w Polsce... tęsknię za Anglią. Czuję się rozdarta. Jestem jedną nogą w jednym kraju, a drugą w innym.


To w Anglii uczyłam się żyć na własny rachunek. To tam życie mi pokazało, że jeśli przepieprzę całą wypłatę na głupoty, nie będzie jej na rzeczy ważne. To tam tak naprawdę uczyłam się radzić sobie z problemami. To tam wiliśmy wspólne gniazdko i docieraliśmy się z Mężem.

To w Anglii przyszła na świat nasza córka.

Przywykłam już do tej "okropnej" angielskiej pogody, do tego, że tutaj każdy patrzy na siebie, a kasjerki w sklepie potrafią się uśmiechnąć. W Polsce mojego Męża raz opieprzyła jakąś babcia, za to że stoi w kolejce. Ja kłóciłam się z kierowcą autobusu - gościu był tak chamski, że chciałam pisać na niego skargę. Kilka razy widziałam, jak ludzie mnie mierzyli wzrokiem od stóp do głów, ot tak. Owszem, piękna nie jestem i ważę trochę za dużo, ale co to kogo obchodzi? A w Polsce trzeba się ubrać odświętnie nawet do osiedlowego sklepu.



To nie jest tak, że narzekam. Po prostu do Polski przyjeżdżam tak rzadko, że to wszystko o czym piszę, rzuca się w oczy. Odzwyczaiłam się od tego, od tej mentalności. Nie czuję się tu jak w domu, bardziej jak gość. Kiedy wracam do Anglii to z początku jest mi dziwnie - ale jestem w domu. I na minimum rok przestaję tęsknić za ojczyzną.


To był kolejny post, z tej kategorii. Teraz jednak mam więcej czasu, nie robię już na dwa etaty, w dodatku mam trochę książek do przeczytania =) Wracam już na serio do blogowania na temat książek. Biorę się także za inne rzeczy, ale o tym napiszę... kiedy indziej =)


Komentarze

  1. Nie wyjeżdżałam na dłużej z Polski niż na trzy miesiące, ale za każdym razem tęskniłam do oswojonych miejsc i poznanych ludzi. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stephen King - Lśnienie

Jack Torrance dostał nową pracę - zostaje dozorca w hotelu Panorama, hotelu położonym wysoko w górach. Niestety jest haczyk - przez kilka miesięcy Jack i jego rodzina muszą wytrzymać w odosobnieniu. Wyprawy do pobliskiego miasta są niemożliwe, gdyż przez śnieg, hotel zostaje odcięty od świata. Z początku jest całkiem spokojnie. Jack, były alkoholik i niespełniony pisarz, zajmuje się dokonczaniem sztuki. Jego żona Wendy zajmuje się ich synem Dannym. A Danny w Panoramie czuje się dziwnie i źle, ma różnego rodzaju niepokojące wizje. Jednak został ostrzezony, że te wizje nie mogą go skrzywdzic. Trzeba tylko zamknąć oczy i odwrócić głowę, a te dziwne rzeczy znikną. Przez jakiś czas to działa... W końcu wizje atakują też Jacka.  Wreszcie ten, opętany przez hotel próbuje zabić swoją rodzinę. "Lśnienie" przez wielu uznawane jest za najlepszy horror Stephena Kinga. Że jest to opowieść o tym jak odosobnieniu wpływa na ludzkie umysły. To też, ale dla mnie... jest to najlepiej w...

Brandon Sanderson - Stalowe Serce

Widziałem, jak Stalowe Serce krwawił - tak brzmi pierwsze zdanie powieści Brandona Sandersona "Stalowe Serce". Przyznam, że to jest dobre pierwsze zdanie, bo od razu zachęciło mnie, by czytać dalej. A im dalej czytałam, tym bardziej się wciągałam i tym trudniej było mi się oderwać. Pewnego dnia na niebie pojawia się tajemniczy obiekt, który nazwano Calamity. Nikt nie wie czy to gwiazda, czy planeta, jednak od tego momentu niektórzy ludzie otrzymują supermoce i stają się Epikami. Jednak Epicy nie są herosami, ratujacymi świat przed złem, niczym w komiksach Marvela. Nie, to oni są źli. Obdarzeni mocami, są ponad prawem. Sieją śmierć i zniszczenie kiedy chcą i jak chcą, i nikt nie może ich powstrzymać. David nienawidzi Epików. Jeden z nich, zwany Stalowym Sercem, zamordował jego ojca i rozpętał piekło, które David cudem przetrwał. Od tamtej pory minęło dziesięć lat, a chłopakiem zawładnęła rządza zemsty. Przyłącza się do grupy Mścicieli - buntowników, którzy próbują zwalc...

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch...