Przejdź do głównej zawartości

Avengers: Endgame

Od jakiegoś czasu internet huczy: są wreszcie nowi Avengersi! W sieci pojawiło się mnóstwo recenzji, jednak nie czytałam żadnej, w obawie przed spoilerami. Teraz, spoilery mi niestraszne i mogę podzielić się z wami wrażeniami po seansie. Bez spoilerów. Postaram się, ale jeśli mi się nie uda, dam ostrzeżenie w nawiasie, przed spoilerem.


Pięć lat po wydarzeniach, które widzieliśmy w Infinity War, życie toczy się dalej. Niektórzy przeszli z tym do porządku dzienniego, inni nie mogą się pozbierać. Jednak nadzieja powraca, kiedy okazuje się, że jest sposób na to, by ci, którzy zniknęli, powrócili...

Nie będę bawić się w bardziej rozbudowany opis, bo wtedy nie uniknęłabym spoilerów. Przejdźmy więc do konkretów, czyli moich wrażeń z filmu i dlaczego warto go obejrzeć.


Początek jest spokojny - widzimy jak Avengersi próbują sobie poradzić z tragicznymi wydarzeniami. Strata bliskich to trudny temat, niestety, świat nie stanie z tego powodu w miejscu, a życie musi toczyć się dalej. Każdy sam musi poradzić sobie z żałobą. Bardzo podobał mi się spokojny, momentami nastrojowy początek filmu - to było świetne wprowadzenie do dalszych wydarzeń. Dalej dostajemy to, co znamy z poprzednich filmów z uniwersum Marvela - mnóstwo akcji, scen walk, a także kilka humorystycznych momentów.

Obserwujemy, jak bohaterowie radzą sobie z tym wszystkim, a także jak się zmienili, zarówno psychicznie, jak i fizycznie (np. Thor... aż żal było na niego patrzeć).


Jednak jest tutaj kilka scen, które wyciskają łzy z oczu i odbierają mowę. Na mnie bardzo mocne wrażenie zrobiła pierwsza scena filmu... Barton spędza czas z rodziną - żona przygotowuje obiad, który wszyscy mają zjeść na dworze, dwóch synów się bawi, a on sam uczy córkę strzelać z łuku. W pewnym momencie cała rodzina znika - pozostaje po nich jedynie pył, a Barton pozostaje zdezorientowany i przerażony. Czemu mnie to ruszyło? Bo wyobraziłam sobie, że taka sytuacja przydarza się mnie.

Są jeszcze dwie sceny, które spowodowały, że pociekła mi łza, ale tych już nie opiszę. Musicie sami to zobaczyć.


Fanom Marvela film z pewnością się spodoba. Pozostałym - jeśli lubicie akcje, efekty specjalne i fajnych bohaterów - także powinien. Ja polecam gorąco.


Komentarze

  1. Jakby mi ktoś parę lat temu powiedział, że będę płakać na filmie Marvela, to bym go wyśmiała. Już z "Infinity War" wyszłam na trzęsących się nogach - tutaj może nie aż tak, ale też odbierałam ten film emocjami i jakoś nie chciało mi się go analizować czy mądrzyć nad nielogicznościami. Co oni ze mną zrobili? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój chłopak koniecznie chce iść na ten film :) Ja też bardzo lubię Avengersów, więc pewnie wybierzemy się razem jeszcze w ten weekend :) Jestem ciekawa czym mnie zaskoczy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja prawdopodobnie jutro idę na ten film. :) Czekałam na niego! Pozdrawiam i zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś miałam sen jak Barton - że cała moja rodzina była tylko złudzeniem, a tak naprawdę ona nie istnieje, że to choroba psychiczna ją wykreowała. Obudziłam się zlana zimnym potem...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie oglądałam, ale chyba warto sądząc po recenzji ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Swego czasu nie czułam się ani trochę zainteresowana filmami o superbohaterach z Marvela. Dopiero jak obejrzałam jeden z nich, obudziła się we mnie miłość do tego świata i wszystkiego, co go dotyczy. Ale, niestety, do kina nie zdołałam iść, do nadrobienia jeszcze kilka filmów (zaległości, fuj!), jednak muszę czym prędzej to zmienić, bo słyszałam tak wiele emocjonalnych opinii na temat TEJ części... JA TEŻ CHCĘ TO PRZEŻYĆ!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadam za takimi klimatami filmowymi, ale moja córka już jak najbardziej tak. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie oglądałam filmów z tej serii, ale nie ciągnie mnie do nich :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Stephen King - Lśnienie

Jack Torrance dostał nową pracę - zostaje dozorca w hotelu Panorama, hotelu położonym wysoko w górach. Niestety jest haczyk - przez kilka miesięcy Jack i jego rodzina muszą wytrzymać w odosobnieniu. Wyprawy do pobliskiego miasta są niemożliwe, gdyż przez śnieg, hotel zostaje odcięty od świata. Z początku jest całkiem spokojnie. Jack, były alkoholik i niespełniony pisarz, zajmuje się dokonczaniem sztuki. Jego żona Wendy zajmuje się ich synem Dannym. A Danny w Panoramie czuje się dziwnie i źle, ma różnego rodzaju niepokojące wizje. Jednak został ostrzezony, że te wizje nie mogą go skrzywdzic. Trzeba tylko zamknąć oczy i odwrócić głowę, a te dziwne rzeczy znikną. Przez jakiś czas to działa... W końcu wizje atakują też Jacka.  Wreszcie ten, opętany przez hotel próbuje zabić swoją rodzinę. "Lśnienie" przez wielu uznawane jest za najlepszy horror Stephena Kinga. Że jest to opowieść o tym jak odosobnieniu wpływa na ludzkie umysły. To też, ale dla mnie... jest to najlepiej w

Heather Morris - Tatuażysta z Auschwitz

Na temat "Tatuażysty z Auschwitz słyszałam bardzo wiele - zarówno pozytywnych, jak i negatywnych opinii. Czytałam także artykuł, w którym wyliczane są różne błędy historyczne, zawarte w tej książce. Mimo wszystko, ciekawiła mnie ta książka, więc kiedy nadarzyła się okazja by ją przeczytać, skorzystałam. Na błędy historyczne nie zwracałam uwagi, bo traktowałam powieść jako fikcję literacką (choć Lale i Gita istnieli naprawdę). Lale Sokołow trafia do obozu w Auschwitz. Jest przerażony tym, co tam zastał, jednak postanawia sobie, że cokolwiek się zdarzy, on przetrwa to piekło. Wkrótce udaje mu się dostać lekką pracę - ma tatuować numery na skórze nowoprzybyłych więźniów. To wtedy poznaje Gitę i zakochuje się w niej. Teraz oboje muszą tylko (albo aż) przeżyć. Taki opis fabuły wystarczy w zupełności. Powieść jest pisana głównie z perspektywy Lalego, dzięki czemu poznajemy obozowy świat jego oczami. Towarzyszymy mu w każdym dniu i kibicujemy, aby nie dał się zabić. Obozowa rzeczy