Przejdź do głównej zawartości

Toxic

Miałam plan na pierwszy wpis w tym roku. Miał być wesoły, pełen optymizmu i w ogóle. I co z tego wyszło? A gówno. Bo ten wpis jest zupełnie o czym innym niż to, co planowałam.
Dziś będzie o toksycznych ludziach.


Macie czasem tak, że w obecności niektórych ludzi czujecie się źle? Że kiedy się z nimi widzicie, to marzycie tylko o tym, żeby ten koszmar się skończył? Ja tak mam, kiedy spotykam pewną osobę. Choć byłam już wcześniej uprzedzona o jej wizycie, kiedy do tego doszło, z nerwów rozbolał mnie brzuch. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Czułam się jak zwierzę, zamknięte w klatce, myślące tylko o ucieczce. Cała moja pewność siebie uleciała jak pył.

Nie to, żebym miała jej dużo. Wręcz przeciwnie - mam mówiąc brzydko, pewne zjebane cechy charakteru, które utrudniają mi życie. Jedną z tych cech jest nieśmiałość. I tak jest lepiej niż było, ale bywa, że boję się odezwać do ludzi. Nie jestem też typem osoby, która zawsze potrafi odpyskować, czy bronić swoich racji. Brak mi pewności siebie. Walczę z tym od lat, ale utrudnia mi to życie jak cholera.
To nie jest fajne.

I wtedy pojawia się ktoś toksyczny, ktoś, kogo można określić mianem wampira energetycznego i to wszystko co opisałam wcześniej tylko się potęguje. Jeśli możesz się odciąć od kogoś takiego, to fajnie. Gorzej, jeśli to ktoś z rodziny. Tak jak u mnie. Mam to szczęście, że tę osobę widuję tylko raz w roku, lecz mimo wszystko - to są nerwy.

I nadal nie wiem jak z tym walczyć.

Komentarze

  1. Wydaje mi się, że po części Cię rozumiem. Sama jestem nieśmiała może z lekka wyobcowana, nawiązanie znajomości przychodzi mi z ogromnym trudem i ciężko mi jest przekazać swoje zdanie i racje bo zwyczajnie wole się wycofać. Wydaje mi się, że walczę z tym każdego dnia i niby jest lepiej, ale jak przyjdzie co do czego to jednak się cofam. Co prawda chyba nie mam takiej toksycznej osoby, ale mam takie które mnie odmóżdżają i cholernie irytują nie umiem z nimi rozmawiać, a czasem muszę i później nie wiem jak odreagować ;/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Zoe Waxman - Kobiety Holocaustu

Na temat Holocaustu wiemy wiele. Historycy od dawna badają to zjawisko i wydawać by się mogło, że wszystko na ten temat zostało powiedziane. Nie miałam pojęcia, że kobiece doświadczenia Zagłady są pomijane. Jeszcze dzisiaj są badacze, którzy uważają, że rozpatrywanie tych zdarzeń z perspektywy kobiet jest niepotrzebne. Książka Zoe Waxman jest trudną lekturą. Historia Holocaustu jest wstrząsająca, a losy ofiar były przerażające. Autorka udowadnia, że płeć także była czynnikiem ważnym dla nazistów w procesie eksterminacji Żydów. Kobiety w widocznej ciąży, matki małych dzieci, były skazane na śmierć. Kobiety były narażone na gwałt, molestowanie i wykorzystywanie seksualne. Książka jest trafną analizą tego, że kobiece doświadczenia Holocaustu znacznie się różnią od tego, co przeżywali mężczyźni. Książka jest podzielona na kilka rozdziałów. Każdy rozdział jest poświęcony innym momentom - osobny rozdział opisuje życie w gettcie, następny jest o życiu Żydówek w ukryciu, kolejny jest o

Melinda Salisbury - Córka Zjadaczki Grzechów

Młodziutka Twylla, to osoba której boją się wszyscy w całym Lormere. Jest ona Daunen Wcieloną, boginią o ognistych włosach i trującym dotyku. Mieszka na zamku królewskim i choć jest otoczona luksusem, odczuwa wielką samotność. Wkrótce poznaje Liefa, który ma być jej nowym strażnikiem - i zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak co zrobić, skoro nie może go nawet dotknąć? Bardzo mi się podobał pomysł na powieść, historia Lormere, a także wiara mieszkańców tego królestwa. Obrzęd Zjadania Grzechów jest bardzo ważny i dzięki niemu dusza zmarłego może odzyskać spokój. Z zaciekawieniem czytałam wszelkie wzmianki na temat tego obrzędu i innych rzeczy związanych z wiarą Lormere. Świat stworzony przez autorkę ma rozmach, w dodatku jest logiczny i starannie rozbudowany. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Sama historia także okazała się interesująca. Jednak muszę was ostrzec: "Córka Zjadaczki Grzechów" to powieść fantasy, jednak magii, smoków i innych rzeczy typowych dla teg