Przejdź do głównej zawartości

Joy Fielding - Zabójcze piękno

W Torrance na Florydzie nic się nie dzieje. Ot, typowe male miasteczko - tu kazdy każdego zna, zycie jest nudne i pelne prowincjonalnych skandali. Anonimowość? Zapomnij! Takie rzeczy to w dużych miastach!


I w takim nudnym mieście zostają znalezione zwłoki Liany Martin - najładniejszej i najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Ludzie zaczynają się bać, a szeryf John Weber musi złapać zabójcę. Kiedy ginie kolejna osoba, atmosfera robi się coraz gestsza, a na szeryfa nakladana jest coraz większa presja. W końcu udaje się schwytać zabójcę. Jednak czy to oznacza, że w mieście jest bezpieczne?

"Zabójcze piękno" to mój pierwszy kontakt z twórczością Joy Fielding. Nie był to kontakt najgorszy, ale też nie będę zabiegać o jego utrzymanie. Na okładce tej książki jest napisane "mistrzynie kryminału obyczajowego" (książka pochodzi z jakieś serii, o której nie miałam pojecia - trafiłam na nią przypadkiem w polskim sklepie). Ja nie nazwałabym tej powieści kryminałem. Dla mnie jest to powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Tutaj autorka bardzo skupia się na relacjach międzyludzkich, na małomiasteczkowych skandalach i walce o popularność. Jest tutaj szeryf John Weber, który ma problemy w małżeństwie. Jest Sandy, która do Torrance przeprowadziła się wraz z mężem. Jest Ian - mąż Sandy, który opuścił ją dla Kerri - milosniczki operacji plastycznych. Zeby bylo smieszniej, szeryf tez z nia kiedys sypial.

Także życie nastolatków nie jest tutaj proste: trzeba być popularnym i ładnym. Ktoś taki jak Delilah - otyły, niemodnie się ubierający może mieć z tym problem. Delilah codziennie spotyka się z upokorzeniami i obelgami. Nie tylko ze strony rówieśników - dorosli tez potrafią dopiec. Jej babka dokucza jej ciągle. A fakt, że Delilah jest córką Kerri także nie ułatwia jej życia.


Postaci jest sporo, niestety tylko nieliczne wzbudzily we mnie jakiekolwiek emocje. Bardzo nie polubiłam Iana, który dla mnie jest zwyklym skurwysynem. Gdyby mnie mąż potraktował tak, jak on potraktował Sandy, to przy rozwodzie oskubałabym go z ostatnich gaci. Było mi też bardzo żal Delilah - niestety, znam ból odrzucenia przez rówieśników, dlatego z łatwością wczułam się w jej sytuacje.

Bardzo mi się podobały fragmenty z dziennika zabójcy. Spisane były o wiele ciekawszym językiem niż reszta książki. Czytajac je, czulam się jakby ich autor siedział obok i opowiadał. Dowiedzieliśmy się o jego dzieciństwie, pierwszym morderstwie i o wielu innych ciekawostkach. Dowiedzielismy się jak w zabojstwa został wrobiony kto inny - niejaki Cal Hamilton. Zresztą postać Cala została tak wykreowana tak, że od razu zaczęłam go podejrzewać.

Niestety, wątek kryminalny został potraktowany po macoszemu. Brakowało mi tu opisow dochodzenia, zbierania dowodów, tego wszystkiego co sprawia, że sięgam po takie książki. Mam wrażenie, że autorka bardziej skupiała się na oddaniu klimatu małego miasta, niż na wątku kryminalnym. Nie wyszlo źle, jednak sporo było dłużyzn, które mnie znudziły. Cóż, jesli chodzi o małomiasteczkowe skandale, "Trafny Wybór" jest pod tym względem lepszą książką.

To nie była najgorsza książka jaką czytałam. Z pewnością są gorsze. Miłośnikom literatury obyczajowej mogę polecić - jednakże wydaje mi się, że z pewnością są lepsze powieści w tym gatunku. Mnie wynudziły dłużyzny, a wątek kryminalny zawiódł. Jednak podobała mi się postać zabójcy i prawdę mówiąc - zaskoczyło mnie to, kto nim jest. Jeśli kiedykolwiek trafie na kolejną książkę tej autorki, dam jej szansę. Ale specjalnie nie będę szukać.



Komentarze

  1. Szkoda, że wątek kryminalny został potraktowany po macoszemu. Sama nie wiem, czy warto sięgnąć po tę książkę i czy by mi się spodobała. Z drugiej strony ciekawi mnie, jak się sprawy potoczyły :) Może w wolnej chwili przeczytam choć fragment :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawy potoczyly się dosc ciekawie, tylko z opisem krucho...

      Usuń
  2. Nie lubię długich opisów, wolę szybką akcje w książkach :) Jedyny zagraniczny pisarz u którego lubię długie opisy (przyrody), to Jack London :) Pozdrawiam smacznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, uwielbiam Jacka Londona! Pamietam jak za dzieciaka zaczytywalam się w jego "Zewie Krwi" :) kurcze, az mam ochotę znowu to przeczytać ^^

      Usuń
  3. Lubię kryminały, dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobra, a przede wszystkim szczera recenzja. Po pierwszych zdaniach pomyslam, że chciałabym przeczytac te książkę, ale pare zdań dalej i straciłam nią zainteresowanie. Szkoda. Lubię kryminały i gdybym po nią sięgnęła przed zapoznaniem się z recenzja to pewnie bym się tylko rozczarowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzja szczera, nie ma co sciemniac :) ja się wlasnie rozczarowalam, bo na poczatku zapowiadalo się interesująco, a potem wyszlo co wyszlo.

      Usuń
  5. Uwielbiam książki kryminalne, ale też lubię, gdy są głębokie i nie przepadam, gdy wątki są traktowane po macoszemu, choć zapewne część dotycząca samego zabójcy bardzo interesująca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt. Rozdzialy pisane z perspektywy zabójcy byly najlepsze :)

      Usuń
  6. Myślałam przez chwilę, że chodzi o autorkę Bridget Jones :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, to nawet nie pamietam kto napisal Bridget Jones xD

      Usuń
  7. To raczej nie moje literackie zakątki, zdecydowanie bardziej wolę literaturę faktu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię takie motywy i atmosferę w książce, jesli tak to moge nazwać :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda, że książka Cię zawiodła. Ja dotąd przeczytałam tylko jedną książkę J. Felding,ale byłam nią zachwycona. Kilka pozycji autorki dalej czeka w kolejce na półce i mam nadzieję, że również mi się spodobają :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Jay Kristoff - Tancerze Burzy

Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas. Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię. "Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiern

Melinda Salisbury - Córka Zjadaczki Grzechów

Młodziutka Twylla, to osoba której boją się wszyscy w całym Lormere. Jest ona Daunen Wcieloną, boginią o ognistych włosach i trującym dotyku. Mieszka na zamku królewskim i choć jest otoczona luksusem, odczuwa wielką samotność. Wkrótce poznaje Liefa, który ma być jej nowym strażnikiem - i zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak co zrobić, skoro nie może go nawet dotknąć? Bardzo mi się podobał pomysł na powieść, historia Lormere, a także wiara mieszkańców tego królestwa. Obrzęd Zjadania Grzechów jest bardzo ważny i dzięki niemu dusza zmarłego może odzyskać spokój. Z zaciekawieniem czytałam wszelkie wzmianki na temat tego obrzędu i innych rzeczy związanych z wiarą Lormere. Świat stworzony przez autorkę ma rozmach, w dodatku jest logiczny i starannie rozbudowany. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Sama historia także okazała się interesująca. Jednak muszę was ostrzec: "Córka Zjadaczki Grzechów" to powieść fantasy, jednak magii, smoków i innych rzeczy typowych dla teg