Przejdź do głównej zawartości

Brandon Sanderson - Legion

Brandon Sanderson to autor, którego lubię i cenię. Jego "Elantris", trylogia "Z Mgły Zrodzony" i króciutka książeczka "Dusza Cesarza" były zachwycające. Na tym tle "Legion" to jest najgorsza książka tego autora.
Ale zacznijmy od początku.


Stephen Leeds zwany też Legionem to bardzo mądry człowiek - potrafi nabyć dowolną umiejętność w ciągu kilku godzin. Jednak za każdym razem, kiedy nabywa nowe umiejętności, jego umysł tworzy wyimaginowaną osobowość, zwaną aspektem. Aspekt ma imię, swoją historię, wiedzę i... widzi i słyszy go tylko Leeds. Mężczyzna ma 47 aspektów. W dodatku Leeds pomaga ludziom w potrzebie - on i jego aspekty chętnie podejmują się różnych zadań.

Pomysł sam w sobie jest świetny. Facet, który nie tylko słyszy głosy, ale też widzi ludzi, ktorych nie ma i rozmawia z nimi, w ogóle się z tym nie kryjąc. Przypadłość Leedsa jest sensacją w środowisku psychiatrycznym. Żaden lekarz nie wie, jaka choroba powoduje, że Leeds ma tyle osobowości. Jednak, kiedy czytałam tę książkę, miałam wrażenie, że czytam szkic jakieś większej całości. Brakowało mi informacji o tym, skąd wzięły się aspekty, kiedy pojawiły się pierwsze. Co jakiś czas pojawiały się wzmianki o tajemniczej Sandrze, która nauczyła Stephena kontroli nad nimi, a potem zniknęła. Myślałam, że książka w końcu skupi się na próbie odnalezienia jej - tak się jednak nie stało. To co mnie zaciekawiło to śmierć aspektów - jeśli jeden z nich umiera, to zabiera ze sobą przypisane mu umiejętności i wiedzę. To byłby bardzo ciekawy temat, jednak Sanderson tylko o tym kilka razy wspomniał... i koniec.

Jeśli chodzi o wątek główny, to mamy tu dwie opowieści - pierwsza traktuje o szukaniu aparatu, który robi zdjęcia przeszłości. Druga o poszukiwaniu... ciała, Choć te historie same w sobie, zostały napisane bardzo ciekawie, mają mnostwo akcji, mnie nie zainteresowały. O wiele ciekawiej byłoby, gdyby historia Leedsa i aspektów została rozbudowana i skupiła się na poszukiwaniach Sandry.

To nie jest tak, że ta książka jest zła. Postacie są świetnie przedstawione - bardzo podobały mi się rozmowy Leedsa z aspektami. Każdy z nich ma własną osobowość, charakter i historię. Niektóre z nich - jak prawdziwi ludzie - bywają irytujące. Podobało mi się, jak Leeds prowadził z nimi rozmowy, w obecności innych - realnych - ludzi i reakcje tych ludzi na tę sytuację. W dodatku całość jest fajnie napisana, a autor skutecznie podsyca ciekawość czytelnika. Tylko, że... ta ciekawość nie została zaspokojona. A ja pamiętam z innych książek, z jakim rozmachem Sanderson potrafi kreować historie, świat, jak potrafi świetnie łączyć pozornie nieistotne wątki. Tutaj tego nie ma. Jest potencjał na coś więcej i jeśli pojawi się kontynuacja - biorę bez wahania.



Komentarze

  1. O książkach autora czytam bez przerwy sprzeczne opinie i sama nie wiem, czy warto, czy jednak sobie odpuścić :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak odpuscisz sobie te ksiazke, to nic nie stracisz :) za to Elantris i trylogie Z Mgły Zrodzony, polecam całym sercem :)

      Usuń
  2. Sanderson zawsze mnie zachwyca i choć Legion w pełni nie pokazuje kunsztu autora, tak książka dalej mi się podobała. Niemniej liczę, że jeszcze trochę napisze opowiadań/nowelek/książek z tego uniwersum, ponieważ wierzę, że za tym kryje się coś więcej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez na to liczę! Zamkniecie tak dobrego pomyslu w tych dwoch mikropowiesciach, byloby marnotrawstwem.

      Usuń
  3. Wydaje mi się że jest zbyt zagmatwana, takie klimaty niestety mnie nie przekonują

    OdpowiedzUsuń
  4. Tego tytułu jeszcze nie miałam przyjemności poznać, ale na mojej półce na lekturze czeka najnowsza książka pisarza. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak twórczość Sandersona uwielbiam, tak Legion mnie nie przekonał. Czułam, że czegoś tu brakuje. Oby sam pomysł rozwinął na pełnometrażową powieść lub choć kilka mniejszych nowelek.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam twórczości autora, ale nie ciągnie mnie by poznać. Może w przyszłości :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Zoe Waxman - Kobiety Holocaustu

Na temat Holocaustu wiemy wiele. Historycy od dawna badają to zjawisko i wydawać by się mogło, że wszystko na ten temat zostało powiedziane. Nie miałam pojęcia, że kobiece doświadczenia Zagłady są pomijane. Jeszcze dzisiaj są badacze, którzy uważają, że rozpatrywanie tych zdarzeń z perspektywy kobiet jest niepotrzebne. Książka Zoe Waxman jest trudną lekturą. Historia Holocaustu jest wstrząsająca, a losy ofiar były przerażające. Autorka udowadnia, że płeć także była czynnikiem ważnym dla nazistów w procesie eksterminacji Żydów. Kobiety w widocznej ciąży, matki małych dzieci, były skazane na śmierć. Kobiety były narażone na gwałt, molestowanie i wykorzystywanie seksualne. Książka jest trafną analizą tego, że kobiece doświadczenia Holocaustu znacznie się różnią od tego, co przeżywali mężczyźni. Książka jest podzielona na kilka rozdziałów. Każdy rozdział jest poświęcony innym momentom - osobny rozdział opisuje życie w gettcie, następny jest o życiu Żydówek w ukryciu, kolejny jest o

Jay Kristoff - Tancerze Burzy

Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas. Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię. "Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiern