Przejdź do głównej zawartości

C.J. Tudor - Kredziarz

Na temat debiutanckiej powieści C.J. Tudor słyszałam sporo - głównie same dobre rzeczy. Dowiedziałam się, że to jest mroczna historia, z ciekawymi bohaterami i skrywaną przez lata tajemnicą. To coś dla mnie, dlatego poprosiłam Świętego Mikołaja o tę właśnie książkę pod choinkę :)


Głównym bohaterem książki jest Ed i to właśnie on jest także narratorem. Opowiada, jak w czasie pewnego lata, w jego małym, nudnym miasteczku, popełniono makabryczne morderstwo. Jednak zanim do niego doszło, miały miejsce inne wydarzenia...

Eda poznajemy z dwóch perspektyw - jako dwunastoletniego dzieciaka i jako 42-letniego mężczyznę, który nie czuje się w życiu zbyt szczęśliwy. Wydarzenia sprzed 30 lat, do tego choroba ojca, odcisnęły na nim piętno. Ten zabieg, zastosowany przez autorkę jest bardzo ciekawy, gdyż dzięki temu mamy lepsze spojrzenie na przedstawione zdarzenia, które mają swój ciąg także po latach. Z perspektywy głównego bohatera poznajemy także pozostałe postacie - Grubego Gava, Mickeya Metala, Hoppo i Nicky. Cała piątka tworzy nierozłączną paczkę przyjaciół, a my jesteśmy świadkami jej rozpadu. To, co się stało, a także zwykła proza życia i dorastania, spowoduje, że każdy pójdzie swoją drogą. Jak w rzeczywistości - nie wszystkie dziecięce przyjaźnie, są w stanie przetrwać próbę czasu. Z czasem ludzie stają się sobie obojętni, a czasem dawni przyjaciele zmieniają się we wrogów.

Autorka porusza także jeszcze jeden temat i to bardzo trudny. Otóż matka Eda pracuje w klinice przeprowadzającej aborcje. Jesteśmy świadkami protestów ruchu prolife, a co najbardziej uderzyło zarówno mnie, jak i głównego bohatera, to to, że hasła o miłości i obronie życia poczętego, są wykrzykiwane z nienawiścią w głosie i rządzą mordu w oczach. Nie chcę dyskusji na temat aborcji, jednak te fragmenty książki przypomniały mi słynny wywiad ze zmarłym niedawno profesorem Dębskim. Na szczęście w tych momentach książki, autorka uniknęła moralizatorstwa - wnioski wyciągami sami, zgodnie z własnym sumieniem.

Autorka bardzo umiejętnie kreuje postacie. Każda z nich jest pokazana niezwykle wiarygodnie ze swoimi wadami, zaletami i tak dalej... Przemiana Mickeya jest przedstawiona niezwykle starannie. Pozostali bohaterowie, których powoli zmieniło dorastanie, także zostali ukazani dobrze. Czarny charakter jest prawdziwym czarnym charakterem, do tego skurwysynem, który zasłużył na karę. Nie no, autorka umie w postacie, to trzeba przyznać.

Sama historia okazała się być niesamowicie wciągająca, z mrocznym klimatem, dokładnie takim jak lubię. Autorka umiejętnie kreuje zdarzenia i ukazuje, że dzieci... dzieci także bywają okrutne i bezwzględne. Niby wszyscy to wiemy, jednak niełatwo to opisać, a C.J. Tudor zrobiła to bardzo dobrze. Z każdą przeczytaną stroną, coraz ciężej było mi oderwać się od lektury. Gdyby nie to, że całe Święta spędziliśmy u rodziny, książkę skończyłabym czytać w jeden, góra dwa wieczory :) Mroczny, ciężki klimat, wiarygodne postacie, a w dodatku całość napisana jest pięknym, momentami poetyckim językiem. Nie wiem ile w tym zasługi tłumacza, jednak styl w jakim napisana jest powieść sprawił, że popłynęłam.

Niestety, mnie osobiście udało się przewidzieć zakończenie. Nie odebrało mi to jednak przyjemności z lektury, bo autorce udało się kilka razy mnie zaskoczyć. Samo wyjaśnienie zagadki sprzed lat okazało się bardzo ciekawe i przekonujące.

Jednak w ogólnym rozrachunku polecam tę książkę każdemu, kto lubi mroczne historie. Każdemu, kto chce przepaść na wiele godzin. I powiem tak - jeśli tak wygląda powieść debiutanki, to... ja chcę więcej!


Komentarze

  1. Zamówiłam. I to dzięki Twojej recenzji.
    Gypsy_Girl_Recenzuje .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, milo mi sie zrobilo :) podziel sie wrazeniami, jak skonczysz :)

      Usuń
  2. Po pozytywnych opiniach o tym thrillerze, jakie napotkałam podczas wędrówek po książkowych blogach, mocno nakręciłam się, aby ta przygoda czytelnicza stała się też moim udziałem. Lecz zawiodłam się, książka nie spasowała się z moimi oczekiwaniami, nie podziałała na wyobraźnię, nie wywołała pożądanych dreszczy emocji. Przez większą część powieści nudziłam się, a dobrą przyjemność z zagłębiania się w scenariusz zdarzeń odczuwałam dopiero na ostatnich stu stronach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też słyszałam dużo o tej książce, ale Mikołaj przyniósł mi inne. Cóż, sama sobie ją sprezentuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam tą książkę na początku zeszłego roku i bardzo mi się podobała.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi tak brakuje czasu na czytanie książek patrząc na te wszytskie osoby. Jednak po całym dniu nie mam siły skupić się czytaniu bo i tak zasnelabym

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje się być bardzo fajna i wciągająca. Lubię takie książki. Pozdrawiam serdecznie ☺

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś dla mnie! Chętnie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stephen King - Lśnienie

Jack Torrance dostał nową pracę - zostaje dozorca w hotelu Panorama, hotelu położonym wysoko w górach. Niestety jest haczyk - przez kilka miesięcy Jack i jego rodzina muszą wytrzymać w odosobnieniu. Wyprawy do pobliskiego miasta są niemożliwe, gdyż przez śnieg, hotel zostaje odcięty od świata. Z początku jest całkiem spokojnie. Jack, były alkoholik i niespełniony pisarz, zajmuje się dokonczaniem sztuki. Jego żona Wendy zajmuje się ich synem Dannym. A Danny w Panoramie czuje się dziwnie i źle, ma różnego rodzaju niepokojące wizje. Jednak został ostrzezony, że te wizje nie mogą go skrzywdzic. Trzeba tylko zamknąć oczy i odwrócić głowę, a te dziwne rzeczy znikną. Przez jakiś czas to działa... W końcu wizje atakują też Jacka.  Wreszcie ten, opętany przez hotel próbuje zabić swoją rodzinę. "Lśnienie" przez wielu uznawane jest za najlepszy horror Stephena Kinga. Że jest to opowieść o tym jak odosobnieniu wpływa na ludzkie umysły. To też, ale dla mnie... jest to najlepiej w...

Brandon Sanderson - Stalowe Serce

Widziałem, jak Stalowe Serce krwawił - tak brzmi pierwsze zdanie powieści Brandona Sandersona "Stalowe Serce". Przyznam, że to jest dobre pierwsze zdanie, bo od razu zachęciło mnie, by czytać dalej. A im dalej czytałam, tym bardziej się wciągałam i tym trudniej było mi się oderwać. Pewnego dnia na niebie pojawia się tajemniczy obiekt, który nazwano Calamity. Nikt nie wie czy to gwiazda, czy planeta, jednak od tego momentu niektórzy ludzie otrzymują supermoce i stają się Epikami. Jednak Epicy nie są herosami, ratujacymi świat przed złem, niczym w komiksach Marvela. Nie, to oni są źli. Obdarzeni mocami, są ponad prawem. Sieją śmierć i zniszczenie kiedy chcą i jak chcą, i nikt nie może ich powstrzymać. David nienawidzi Epików. Jeden z nich, zwany Stalowym Sercem, zamordował jego ojca i rozpętał piekło, które David cudem przetrwał. Od tamtej pory minęło dziesięć lat, a chłopakiem zawładnęła rządza zemsty. Przyłącza się do grupy Mścicieli - buntowników, którzy próbują zwalc...

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch...