Przejdź do głównej zawartości

Anna Tabak - Deadline na szczęście

Ewa Zalewska ma dwadzieścia dziewięć lat i pracuje w dużej korporacji. Właściwie "pracuje" to za mało powiedziane - ona żyje firmą, często zostaje po godzinach i często zabiera pracę do domu. Ta kobieta haruje jak wół, dlatego szybko awansowała na stanowisko menadżera.



Ewa ma męża Jacka, jednak oprócz kredytu hipotecznego, łączy ich niewiele. Oboje mają zupełnie inne zainteresowania, czas spedzaja osobno nawet w weekendy, a o czułości i bliskości już dawno zapomnieli. Żyją razem w mieszkaniu, które jest urządzone stylowo, minimalistycznie (według gustu Ewy) i które nie jest ani trochę przytulne (Ewa nie znosi bibelotów, zdjęć i tych innych rzeczy, które sprawiają, że mieszkania żyją i widać, że ktoś w nich mieszka).

Pewnego dnia spokojne i uporządkowane życie Ewy staje na głowie. Jej koleżanka, z którą od lat nie miała kontaktu, miała wypadek i Ewa musi zająć się jej siedmioletnią córką Julią. Z dziewczynką w pakiecie jest pies Browar i chomik Hubert. Opieka nad całą trójką sprawia, że Ewa zaczyna coraz częściej rozmyślać nad swoim życiem.

Zwykle nie czytam takich książek, jednak potrzebowałam czegoś optymistycznego i lekkiego. Oczekiwałam czegoś fajnego i czegoś co szybko się czyta. Owszem, "Deadline na szczęście" czyta się szybko, ale jednak ta książka nie do końca jest tak fajna, jak myślałam. Szkoda, bo miała potencjał.

Zacznijmy od głównej bohaterki. Ewa jest perfekcjonistką - wszystko co robi, musi być wykonane idealnie i dokładnie i tego samego wymaga od innych. Nie ma przyjaciół ani w biurze, ani poza nim. Nie szuka towarzystwa - jak sama twierdzi to z powodu swojego introwertyzmu nie umie nawiązywać kontaktów z ludźmi. W pracy mówią o niej, że jest zimna i nieczuła (oczywiście za plecami). W dodatku codziennie wygląda jak milion dolarów - zawsze perfekcyjny makijaż, eleganckie ubranie i koniecznie szpilki. Jedyne sytuacje kiedy Ewa nie wygląda elegancko, to wtedy kiedy wychodzi pobiegać.
Ewa od samego początku zapowiadała się na postać, której nie polubię. Jako szefowa jest wymagająca i oczekuje, że inni będą traktować pracę tak jak ona. Nie obchodzi jej to, że ktoś ma problemy, chore dziecko itd. - masz robić i koniec. Scena w której Ewa zabrania pracownikowi odebrania wyrobionych nadgodzin, by ten mógł zawieźć syna na rehabilitacje sprawiła, że aż się we mnie zagotowało. "Ty głupia suko!" - pomyślałam.
Scena w której Ewa każe Jackowi wyłączyć telewizor, bo ona chce pracować, także sprawiła, że nie poczułam do niej sympatii.
Jednak to były dobre sceny. Wywołały emocje, a to dobrze, kiedy książce towarzyszą emocje. Nawet jeśli jakieś postaci nie lubisz, możesz jej przygody czytać z napięciem, w oczekiwaniu, że może w końcu spadnie jej na łeb cegła, albo coś w tym stylu. Niestety - im dalej w las tym bardziej obojętny robił się dla mnie los Ewy. To jest tak płaska i nudna postać, że naprawdę dawno nie miałam z taką do czynienia. Nawet opisy jej przemiany były dla mnie nie do końca przekonujące. Liczyłam też, że może między nią a Jackiem będzie coś się działo - jednak Jacek jest tak samo nudny i płaski jak ona. Gdyby między nimi dochodziło do większych interakcji, większych kłótni, może ta para byłaby ciekawsza. Niestety, przez większą część książki Jacek przemyka się niczym cień.

Także opisy poświęcone pracy Ewy i życia w biurze są mało ciekawe. Nie chce mi się wierzyć, że współpracownicy Ewy nie zauważyli by jej zmiany zwyczajów. Osoba, zwykle siedząca w biurze do wieczora teraz zaczyna odbierać wyrobione nadgodziny, nie pojawia się w pracy wcześniej, jak to miała w zwyczaju - spoko, nikt tego nie zauważa, nikt nie komentuje. Aha.

Jest też wątek, który mnie bardzo zawiódł,  bo miał duży potencjał - wątek Pauliny Lisiak, nowej pracownicy. Paulina od początku nie polubiła Ewy, w pracy się obija, podlizuje się komu trzeba i ogólnie czytając, odnosiłam wrażenie,  że będzie robić wszystko, by zaszkodzić swojej szefowej. To by było ciekawe. A tymczasem Paulina staje się kolejnym cieniem - tu się pojawi, tam przemknie, czasem coś powie i tyle. Nic. Nic więcej.

Wspomnijmy też o Sebastianie firmowym Casanovie, który leci na Ewę. Pod pretekstem spraw firmowych, wyciąga ją na randkę i tam się całują. Potem obściskują się w firmowym archiwum, jednak Ewa w porę mówi stop. Autorka napomyka, że Paulina widziała ich obściskiwanie i... nic z tego nie wynikło. Za to Sebastian potem przestał się interesować Ewą, zaczął spotykać z Pauliną, a na widok Ewy kulił się jak przerażona mysz na widok kota. Dlaczego? Tego się nie dowiemy.

Inne opisy dotyczące biura także były nudne. Jakieś sprawozdania, meetingi, raporty, dla mnie nie było to ani trochę ciekawe. Irytowała mnie też korporacyjna nowomowa - to mieszanie języka polskiego z angielskim... Serio w takich firmach tak się mówi? Bo mnie zęby zgrzytały od samego czytania...

Dla mnie, jedyną ciekawą postacią jest Magda. Chętnie bym poczytała jak Magda z nieśmiałej, nie radzącej sobie w życiu dziewczyny, zmieniła się w pewną siebie, świadomą swoich atutów kobietę, radzącą sobie z samotnym wychowywaniem dziecka i spełniającą się zawodowo. Poczułam też cień sympatii do jej córki Julii, jednak nim zdążyłam się do niej przywiązać, ta zniknęła.

Książka porusza również temat pracoholizmu. Ewa, choć zarabia dużo, nie ma czasu wydawać tych pieniędzy. Praca to jej jedyna pasja i sens życia. Nie umie znaleźć równowagi między pracą, a życiem prywatnym. Praca, kariera pochłaniają tyle czasu, że nie ma czasu na robienie czegoś innego.

Książka jest krótka. Ma tylko 178 stron. Szkoda, myślę, że w tym wypadku, większa objętość wyszłaby powieści na dobre. Może autorka lepiej by się obeszła z dwoma najciekawszymi, a tak bezsensownie zmarnowanymi wątkami. Niestety, odniosłam wrazenie, że autorka miała jakiś limit stron i robiła wszystko, by go nie przekroczyć. Przez to opowieść wiele traci, bo wiele opisów (chociażby opis wesela) jest takich suchych i nie wzbudza emocji. Tutaj także przemiana Ewy z nielubiacej imprez sztywniary w osobę wyluzowaną przeszla bez echa. A przecież rodzice Jacka - o których jest mowa, że synowej nie lubią - mogliby to jakoś skomentować, byłoby bardziej wiarygodnie. Myślę, że gdyby książka miała więcej stron, wszystkie wątki możnaby jakoś ładnie rozwinąć, dzięki czemu byłyby ciekawsze i bardziej wzbudzające emocje.

Jeśli lubisz lekkie, łatwe w czytaniu książki, prawdopodobnie jest to powieść dla ciebie. Jeśli chcesz poczytać o tym jak pracuje się w dużej korporacji - to tu też to jest. Sam pomysł na książkę jest dobry, więc jeśli przymkniesz oko na bezbarwne postacie i poucinane wątki, zapewne się nie rozczarujesz.
Ja niestety się rozczarowałam i kolejny raz przekonałam się, że tak zwana "literatura kobieca" nie jest dla mnie.

Komentarze

  1. Chyba ten wątek pracy w korporacji zainteresowalby mnie wyłącznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna recenzja. Miałam podobne odczucia czytając książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczesne polskie książki zniechęcają mnie od razu. Ciekawa recenzja

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe :) Z przyjemnością się to czytało :) Chętnie sięgnę też po książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam jakieś takie dziwne przekonanie, że literatura kobieca, przynajmniej ta polska, wypuszcza za dużo podobnych książek. Pozdrawiam, Paweł z https://melancholiacodziennosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wrażenie, że fabuła dość oklepana, był nawet podobny serial. Szkoda, że nie do końca udana. książka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Jay Kristoff - Tancerze Burzy

Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas. Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię. "Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiern

Melinda Salisbury - Córka Zjadaczki Grzechów

Młodziutka Twylla, to osoba której boją się wszyscy w całym Lormere. Jest ona Daunen Wcieloną, boginią o ognistych włosach i trującym dotyku. Mieszka na zamku królewskim i choć jest otoczona luksusem, odczuwa wielką samotność. Wkrótce poznaje Liefa, który ma być jej nowym strażnikiem - i zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak co zrobić, skoro nie może go nawet dotknąć? Bardzo mi się podobał pomysł na powieść, historia Lormere, a także wiara mieszkańców tego królestwa. Obrzęd Zjadania Grzechów jest bardzo ważny i dzięki niemu dusza zmarłego może odzyskać spokój. Z zaciekawieniem czytałam wszelkie wzmianki na temat tego obrzędu i innych rzeczy związanych z wiarą Lormere. Świat stworzony przez autorkę ma rozmach, w dodatku jest logiczny i starannie rozbudowany. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Sama historia także okazała się interesująca. Jednak muszę was ostrzec: "Córka Zjadaczki Grzechów" to powieść fantasy, jednak magii, smoków i innych rzeczy typowych dla teg