Przejdź do głównej zawartości

Coś się kończy, coś zaczyna - Wiedźmin 3 Dziki Gon

Miłośnikom fantastyki nie trzeba przedstawiać Andrzeja Sapkowskiego. Jego opowiadania i powieści o wiedźminie Geralcie z Rivii* na zawsze zapisały się w kanon polskiej fantastyki. Ja swoją przygodę z fantastyką zaczęłam od wiedźminskiej sagi. Pamiętam potem mnóstwo pisanych przeze mnie opowiadań i moich prób opisywania walk "tak jak Sapkowski" :) Bardzo dobrze, że żaden z tych tekstów się nie zachował :)



Niestety, powieści Sapkowskiego nie mają szczęścia do adaptacji. Film był klapą  (choć nadal uważam, że Żebrowski świetnie wczuł się w rolę i zagrał dobrze). Teraz za adaptacje bierze się Netflix i czekam, co z tego wyjdzie. Wcześniej jednak były gry. W pierwszą część nie grałam, Wiedźmin 2 Zabójca Królów zapewnił mi długie godziny rozrywki. A trzecią część zatytułowaną Dziki Gon pierwszy raz przeszłam wczoraj. I to... ta gra była niesamowita. Była to też moja pierwsza w życiu gra, na której wzruszyłam się do łez... Matko, dopiero gdy to przeczytałam, widzę jak głupio to brzmi. Ale trudno. Tak było.

Uwaga! W dalszej części posta mogą być szczegóły dotyczące fabuły. Jeśli nie graliście, albo jesteście w trakcie gry i nie chcecie sobie psuć zabawy, radzę nie czytać dalej.

Ale zacznijmy od początku. Kilka lat po wydarzeniach z książki Geralt dostaje zlecenie od cesarza Emhyra var Emreis, by odnaleźć Ciri. Geralt wyrusza w drogę, tropem dziewczyny, którą sam traktuje jak przybraną córkę. W międzyczasie dowiaduje sie, że Cirilla znowu jest ścigana przez Dziki Gon. Geralt przemierza świat, aż trafia do Velen, gdzie poznaje Krwawego Barona. Ten, w zamian za pomoc w odnalezieniu jego żony i córki obiecuje, że przekaże informacje o Ciri. I wtedy, moim zdaniem zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki, a misja, którą dostajemy od Krwawego Barona, jest bardzo rozbudowana i moim zdaniem, jedna z lepszych w całej grze.



Zadania w grze są po prostu niesamowite. Wypełniając jedno po drugim, czułam, że stałam się częścią wykreowanego świata. To dzięki niesamowicie wykreowanym postaciom i dialogom, które są żywe, momentami wulgarne i bardzo przypominają te z książek Sapkowskiego. Dla mnie to jest plus. W dodatku każda decyzja niesie za sobą jakieś konsekwencje - jedne od razu, a inne po jakimś czasie. Bardzo fajne jest też to, że na podjęcie niektórych decyzji masz ograniczony czas - nadaje to rozmowom większego realizmu. No i pierwszy raz spotkałam się z takim rozwiązaniem.



Postacie są żywe - przynajmniej jeśli chodzi o ich zachowanie (tę myśl rozwinę w dalszej części posta). Każda ma swoje problemy, historie i motywy, skłaniające ich do określonych działań. I nieważne czy jest to postać powiązana z wątkiem głównym, czy też z misjami pobocznymi. Każda zapada w pamięć. W dodatku bardzo fajnie jest spotkać postacie z książek, choć nie zawsze wyglądają one tak jak powinny... Na przykład Triss Merigold - w książce była mowa, że nigdy nie nosiła dekoltów, a tutaj jest na odwrót. Zresztą pośród czarodziejek, Triss chyba miała najmniejszy dekolt :)

Wątek główny jest bardzo kameralny i osobisty, pełen emocji. Geralt chce odnaleźć Ciri i nie cofnie się przed niczym. Bardzo mi się tez podobały przeskoki w historii i momenty, kiedy można było grać jako Ciri. Muszę powiedzieć, że cała gra z jej perspektywy także bylaby bardzo ciekawa...



Grafika jest fenomenalna! Kiedy Geralt przemierzał pola, lasy, góry czy też bagna, widać ogrom przedstawionego świata. I choć była dostępna fajna opcja szybkiej podróży, często wsiadałam na konia i z jego grzbietu podziwiałam widoki.
Miasta są pełne życia. Najbardziej polubiłam Novigrad, w którym ciągle coś się dzieje. No i jedno miejsce w novigradzkich dokach przypominało mi mój ukochany Gdańsk <3

                   


 Polubiłam też Skellige, którego surowe krajobrazy od razu przywodziły mi na myśl Skandynawię. Niemal czułam tamtejszy chłód i zimno.

Nie  mogę nie wspomnieć o muzyce, która nadała grze świetny klimat i jest niesamowitym dopełnieniem całości. Kiedy później znalazłam soundtracki na YouTube i przesluchałam je na spokojnie, doszłam do wniosku, że te kawałki są fenomenalne. Z pewnością będę jeszcze nieraz do nich wracać.



Kiedy tylko odpalilam konsolę i zaczęłam grać, przepadłam. Misje są niesamowicie rozbudowane i ciekawe. Do moich ulubionych nalezy misja "Sprawy rodzinne", gdzie Krwawy Baron zleca Geraltowi zdobycie informacji na temat jego żony i córki. Jednak czytalam tez kilka dyskusji na temat gry i wiem, że kilka osób przy tej misji porzuciło granie. Raziło je to (UWAGA SPOILER), że cała historia o bitej żonie jest opowiedziana z perspektywy męża - a wiadomo, że kat zawsze będzie się wybielał. Zraziło je też zakończenie tej misji - zakończenia są dwa, niestety oba nie takie, jakie bym chciała. Znam też osobę, która przy tej misji płakała. I wtedy sobie pomyślałam: "pogięło ją? Jak można płakać przy grze?" Jakiś czas później, przy wykonywaniu misji, w której Cerys próbuje zdjąć klątwę z Udalryka, poplakalam się ja. Okazalo się, że klątwa to stwor, który nawiedza Udalryka, gdyż ten popełnił coś złego, czego bardzo żałuje. Stwora można się pozbyć na dwa sposoby - zabic, albo oszukac. Jesli wybierzesz sposob numer dwa, Geralt i Cerys pójdą do starego domu Udalryka, gdzie znajdą stary, nieuzywany od dawna piec. Cerys nakaze Geraltowi rozpalic w nim i poczekac. Potem wroci, goniona przez Udalryka i jego wojow, niosac dziecko, ktore wcisnie Geraltowi w ręce i nakaze - wrzucic do pieca!
W momencie kiedy Geralt trzyma płaczące niemowle w ramionach, pojawią się dwie opcje do wyboru - i na dokonanie wyboru masz kilka sekund. Możesz oddać dziecko Udalrykowi, albo posłuchać Cerys. Ja byłam w takim szoku, że wyboru dokonał los i dziecko wylądowało w piecu. Potem następuje scena, kiedy słychać dochodzący z pieca płacz, stwór objawia się, by przylgnac do Geralta, a ja mam całą twarz mokrą od łez i serce wali mi jak młot. Postanowilam sobie, że nie będę w to grać, jeśli mają być takie akcje, a ten kto wymyślal tę misje ma coś chyba z głową. I wtedy nastąpil zwrot akcji. Dziecko zostało ocalone (tak naprawdę wcale nie trafilo do pieca), a oszukany stwór musial odejść.
Drugi raz poryczalam się jak bobr kiedy był pogrzeb Vesemira. Nie lubie pogrzebów, czy to na żywo, czy to w filmach, ale nie sądziłam, że tak zareaguje przy grze. Nigdy wcześniej takie emocje nie towarzyszyły mi przy grze. Dobrze, że moje decyzje przy graniu doprowadziły do happy endu :)
To tez mi się podoba w Wiedźminie 3. To, jak zakończy się historia zależy od decyzji podejmowanych przez gracza. (KONIEC SPOILERÓW)

Niestety, jest kilka rzeczy do których muszę się przyczepić. W kilku momentach gry pojawiają się bardzo irytujące błędy. Najbardziej się wkurzyłam pod sam koniec, kiedy Geralt walczył z Eredinem. Po przejściu przez portal, wiedzmin pojawil się na masztu jakiegoś statku, skąd mógł podziwiac stojącego w oddali Eredina, tłukącego powietrze. Szkoda tylko, że nic nie mogłam zrobić, a każdy cios Eredina trafiał Geralta.

Druga sprawa która mnie lekko irytowała to kamienne twarze postaci. Choć w dialogach jest pełno emocji, nie widać tych emocji na twarzach bohaterow. Biorąc pod uwagę to, że grafika jest bardzo rozbudowana, mogli się tu twórcy trochę bardziej postarać.



Mimo wszystko nie żałuję godzin spędzonych z grą Wiedźmin 3 Dziki Gon. W dodatku dla mnie, osoby, która książki Sapkowskiego czytała więcej niż raz, nawiązania do książek dawały wiele radości i sprawiały, że lepiej mi się grało. Jednak osoby, które książek nie znają tez będą się dobrze bawić.
Dla mnie ta gra jest bardzo dobrym dopełnieniem wiedźminskiej sagi.

Polecam gorąco.



*w czasie pisania tego tekstu przypomniało mi się, że chciałam tak nazwać koszatniczkę. Wiedźmin Geralt z Rivii - to brzmi dumnie. Niestety, siostra, właścicielka koszatniczki nie wyraziła zgody i nazwała ją Myszek.

Komentarze

  1. Dzięki za spoiler alert, dzięki temu wiedziałam gdzie przestać czytać, bo sama jeszcze nie do końca przeszłam wiedźmina, ale uważam, że jest to jedna z lepszych gier w jakie grałam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o film to rzeczywiście wyszedł dość słabo. Grafika z tego co widzę na dobrym poziomie. Na pewno gra spodoba się fanom Sapkowskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bardzo lubię Sapkowkiego :) A jeśli chodzi o grę to jak najbardziej na plus, super zrobiona, zajebista grafika. 🖤
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Solidny post! Można się na prawdę dużo dowiedzieć ! 😃

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama nie grałam w żadnego Wiedźmina, ale zawsze lubiłam patrzyć jak robi to mój młodszy brat. Każda część, od 1 do 3, ma w sobie coś co wciąga nawet jeśli samemu się nie gra. I oczywiście moim ulubionym tekstem z Dzikiego Gonu po dziś dzień pozostaje jakże poetycka fraszka Geralta wyrecytowana Lambertowi 😂

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeżeli chodzi o fantastyke, wole zdecydowanie ksiazki. Gry to nie moja bajka, aczkolwiek Twój post jest bardzo ciekawy i zachęca do gry nawet mnie-całkowitą amatorkę gier :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama nie jestem graczem, ale kilka razy miałam okazję popatrzeć właśnie na Wiedźmina - Dziki Gon. Patrzyło się jak na najlepszy film, naprawdę świetnie zrobiona. Teraz czekam na realizację Netflixa. Niestety nie miałam okazji przeczytać :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja akurat za fantastyką nie przepadam, a w gry nie gram, ale na pewno pod względem fabuły i grafiki całość prezentuje się bardzo dobrze i miłośnicy nie będą zawiedzeni :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiedźmina uwielbiam, przeczytałem wszystkie książki i grałem w każdą część. Wiedźmin urzekł mnie od pierwszej literki w książce

    OdpowiedzUsuń
  11. Do gier mnie nie ciągnie, a książkę zamierzam przeczytać od dobrych kilku lat..

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nie mogłam się przekonać do Wiedźmina. Do gier komputerowych zresztą też nie :) Ale polecę grę mężowi - to jego klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja nie gram, ale moje dzieci grają, ale tej gry nie znam. Wygląda bardzo ciekawie i nie dziwie sie, ze Cię wciągnęła.

    OdpowiedzUsuń
  14. To dobrze, że jej nie znasz - ta gra, mimo swoich walorow, zdecydowanie nie jest odpowiednia dla dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  15. Gra jest epika, całokształtem :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kocham Wiedzmina :D Książki czytam już po raz któryś :D FIlm był dla mnie porażką i z niecierpliwością czekam na serial Netflixa :D Pierwszą czesc gry przeszłam chyba z 8 razy, druga cześć raz i była średnia, ale trzecią (razem z dodatkami) już drugi raz! Ta gra jest cudowna i wzruszająca :D Scena w chacie doprowadziła mnie do łez! Zakończenia też! :D No i związek z Yen <3

    Jeśli jeszcze nie masz dodatków to polecam zakup :D Co do twoich zastrzeżeń i błędów - podejrzewam, że są one tylko na konsolach, bo na PC nie ma takiego problemu :) mam wrażenie, ze nawet mimika twarz jest odpowiednia :)

    Pozdrawiam
    Mrs_Bookies (również fanka Geralta)
    https://mrsbookiesbooks.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Zawsze sobie obiecuję, że w wakacje zagram w Wiedźmina, ale coś staje na przeszkodzie, może w te uda się wygospodarować więcej czasu. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Jay Kristoff - Tancerze Burzy

Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas. Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię. "Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiern

Melinda Salisbury - Córka Zjadaczki Grzechów

Młodziutka Twylla, to osoba której boją się wszyscy w całym Lormere. Jest ona Daunen Wcieloną, boginią o ognistych włosach i trującym dotyku. Mieszka na zamku królewskim i choć jest otoczona luksusem, odczuwa wielką samotność. Wkrótce poznaje Liefa, który ma być jej nowym strażnikiem - i zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak co zrobić, skoro nie może go nawet dotknąć? Bardzo mi się podobał pomysł na powieść, historia Lormere, a także wiara mieszkańców tego królestwa. Obrzęd Zjadania Grzechów jest bardzo ważny i dzięki niemu dusza zmarłego może odzyskać spokój. Z zaciekawieniem czytałam wszelkie wzmianki na temat tego obrzędu i innych rzeczy związanych z wiarą Lormere. Świat stworzony przez autorkę ma rozmach, w dodatku jest logiczny i starannie rozbudowany. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Sama historia także okazała się interesująca. Jednak muszę was ostrzec: "Córka Zjadaczki Grzechów" to powieść fantasy, jednak magii, smoków i innych rzeczy typowych dla teg