Przejdź do głównej zawartości

Podsumowanie nie tylko książkowe

Czas leci bardzo szybko. Pamiętam jak nie tak dawno temu, świętowaliśmy nadejście roku 2018, a tu proszę... rok 2018 już przeszedł do historii. Przed nami kolejny: czy będzie lepszy, czy gorszy - nie wiem, pożyjemy, zobaczymy. Nie robię sobie zbyt wiele postanowień noworocznych, bo zwykle nie realizuję żadnego :)


Ale ja nie o tym. Miało być podsumowanie, to będzie, choć nie jestem w tym dobra. Pierwszy raz coś takiego piszę, nie wiem jak wyjdzie.

W tym roku przeczytałam 33 książki. Nie jest to dużo, wiem, ale nie jest to też mało. Powiem tak - miałam 5letnią przerwę od czytania, dopiero ciąża, urlop macierzyński i fakt, że przez pierwszy rok moje dziecko, było tak spokojne, że aż się nudziłam, spowodował, że znów wciągnęłam się w czytanie. A ponieważ nie mam z kim rozmawiać o książkach, postanowiłam założyć bloga. Z początku, chciałam tu pisać tylko o książkach, a wyszło, że piszę po trochu o wszystkim. I dobrze. Nie mam może zbyt wielu obserwatorów, jednak pisanie bloga sprawia mi wielką przyjemność. W dodatku udało mi się nawiązać kilka współprac recenzenckich :)

Wróćmy jednak do książek - która jest najlepsza, a która najgorsza?

Zdecydowanie za najgorszą książkę roku uznaję "365 dni" Blanki Lipińskiej. Za nic nie rozumiem fenomenu tej książki, uważam, że takie coś nie powinno być wydane. Nie wiem jak wy, ale po drugą część sięgać nie zamierzam.

Druga książka, która strasznie mi się nie podobała to "Deadline na szczęście" - Anny Tabak. Powieść z ciekawym pomysłem i zmarnowanym potencjałem, w dodatku przesycona dziwaczną korpo-mową. Szkoda, bo ta książka miała szansę na to, by być dobra, a tymczasem była nudna jak flaki z olejem.

To tyle, jeśli chodzi o te najgorsze książki. A najlepsze? Oj, dla mnie zdecydowanie autorem roku 2018 został Jay Kristoff. Jego "Tancerze Burzy" oraz "Bratobójca" to książki, które przeczytałam z zapartym tchem i wypiekami na twarzy. Steampunk, Japonia, samuraje? Do tego tajemnicze istoty zwane Tygrysami Gromu? Jestem na tak! I nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam ostatnią część trylogii "Głoszącą kres". A ponieważ poprzednie tomy czytałam w formie ebooka, teraz chcę mieć całość w formie namacalnej, takiej, która ładnie prezentuje się na półce :)


2018 to rok, kiedy ponownie odkryłam jak ciekawe potrafią być gry. Przeszłam 5 gier (właściwie to 6, tylko o jednej jeszcze nie napisałam), kilka zaczęłam lecz nie skończyłam. Moim numerem jeden pozostanie Wiedźmin 3. Grałam w to już trzy razy i nadal mi się podoba. Druga moja ulubiona gra to A Way Out. To są moje gry roku i polecam je ogromnie.

Życiowo także się pozmieniało. Rok 2018 zaczęłam jako osoba bezrobotna, jednak jeszcze w styczniu znalazłam pracę, którą nawet polubiłam :) Mam kontakt z ludźmi, mój angielski dzięki temu się polepszył i co najlepsze - mam robić swoje i nie mam żadnych durnych i niemożliwych do osiągnięcia targetów.

Musieliśmy zmienić też miejsce zamieszkania. Dom, który wynajmowalismy zostal sprzedany, więc dostaliśmy wypowiedzenie. Na dobre wyszło - obecny dom jest ładniejszy, przytulniejszy i się nie rozpada. Polubiłam go bardzo szybko.
Chwilę po przeprowadzce ekipa nam się skurczyła. Chłopak siostry stał się byłym chłopakiem i wrócił do Polski. Cóż, takie życie. My zostaliśmy, mieszka nam się dobrze i mam nadzieję, że w tym roku, nie będziemy musieli nigdzie się wyprowadzać.
A pod sam koniec roku odnowiliśmy kontakty z pewną osobą. Teraz te kontakty są lepsze, sprawy zostały wyjaśnione i mam nadzieję, że tak już zostanie.

2018 obfitował w wydarzenia, ale był dobrym rokiem.

Co nam przyniesie rok 2019? To się okaże. Mam nadzieję, że będzie lepszy i dobrych rzeczy będzie więcej. I że w tym roku uda mi się zrobić prawo jazdy. Tak, to jest moje postanowienie :)


Komentarze

  1. Najważniejsze że prowadzenie bloga sprawia ci przyjemność . Za "365 dni" wcale się nie zabierałam - uf intuicja uratowała mnie przed tym koszmarkiem. O Deadline na szczęście słyszałam ale widzę że musze przyjrzeć się bliżej tej książce

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzydzieści trzy książki to naprawdę dobry wynik. :)
    Dość długo musiałam w ograniczonym czasie czytać książki, teraz już na spokojnie mogę delektować się tą pasją. Jak to mówią, na wszystko przychodzi odpowiedni czas. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w szoku, że miałaś taką długą przerwę od czytania, może jestem jeszcze młoda, ale nie wyobrażam sobie, żeby tak długo nie czytać! Ja aktualnie też nie mam za bardzo z kim rozmawiać o książkach, ale za bardzo wrosłam w czytelniczą społeczność przez Instagrama, Facebooka i YouTube'a, by od niej uciec haha :D Życzę Ci, aby 2019 był dobrym rokiem i spotykały cię same przyjemności :)
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  4. 33 książki na rok to strasznie dużo, gdyby przeliczyć to na wszystkich Polaków.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dedykacje w książce - barbarzyństwo, czy fajny gest?

Niedługo siostrzeniec mojego Męża będzie miał urodziny - i to nie byle jakie, bo skończy 18 lat! Trochę mieliśmy problem ze znalezieniem prezentu, jednak problem się rozwiązał, kiedy okazało się, że chłopak uwielbia czytać Tolkiena. I że nie czytał jeszcze "Dzieci Hurina" (które ja czytałam dawno temu i polecam). Dobra, książka kupiona, leży i czeka na swoje pięć minut. Uznaliśmy z Mężem, że trzeba napisać w środku jakieś ładne życzenia. Może jakiś cytat? Weszłam na pewną książkową grupę, opisałam sytuacje, poprosiłam o pomoc w znalezieniu fajnego cytatu... i rozpętałam gównoburzę. Dowiedziałam się, że nie wolno bazgrać po książce, że to jest okropny, wręcz barbarzyński zwyczaj! Dyskusja w komentarzach trochę się rozrosła, a ja byłam w szoku, kiedy ją czytałam. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy dostawałam w prezencie książkę, w środku, na stronie tytułowej, były napisane życzenia, podpis i data. Swego czasu dostawałam książki przy każdej okazji i od wszystkich, więc troch

Jay Kristoff - Tancerze Burzy

Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas. Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię. "Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiern

Melinda Salisbury - Córka Zjadaczki Grzechów

Młodziutka Twylla, to osoba której boją się wszyscy w całym Lormere. Jest ona Daunen Wcieloną, boginią o ognistych włosach i trującym dotyku. Mieszka na zamku królewskim i choć jest otoczona luksusem, odczuwa wielką samotność. Wkrótce poznaje Liefa, który ma być jej nowym strażnikiem - i zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak co zrobić, skoro nie może go nawet dotknąć? Bardzo mi się podobał pomysł na powieść, historia Lormere, a także wiara mieszkańców tego królestwa. Obrzęd Zjadania Grzechów jest bardzo ważny i dzięki niemu dusza zmarłego może odzyskać spokój. Z zaciekawieniem czytałam wszelkie wzmianki na temat tego obrzędu i innych rzeczy związanych z wiarą Lormere. Świat stworzony przez autorkę ma rozmach, w dodatku jest logiczny i starannie rozbudowany. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Sama historia także okazała się interesująca. Jednak muszę was ostrzec: "Córka Zjadaczki Grzechów" to powieść fantasy, jednak magii, smoków i innych rzeczy typowych dla teg